

Zapraszam do ostatniej już części historii Pana Jerzego Klistały o rybnickich harcerzach. Z poprzednią częścią można zapoznać się tutaj.
RODZINA BUCHALIKÓW,
Kolejna wielodzietna rodzina, zamieszkała w Gotartowicach k.Rybnika, o tradycjach patriotycznych, sprawdzonych w powstaniach śląskich, a później w walce z okupantem hitlerowskim. Wilhelm Buchalik, członek POW Górnego Śląska, były uczestnik trzech powstań śląskich i działacz ze strony Polski w agitacji plebiscytowej, został aresztowany w kilka dni po wkroczeniu wojsk hitlerowskich na ziemię rybnicką – we wrześniu 1939 r. Matka – Franciszka Buchalik, działaczka Koła Przyjaciół Harcerstwa w Gotartowicach, od początku okupacji hitlerowskiej wraz z synami Ernestem i Franciszkiem zaangażowała się w działalność konspiracyjną w organizacji PTOP – utworzonej przez Alojzego Frelicha (byłego ucznia gimnazjum w Żorach), zamieszkałego w Gotartowicach. Celem i zadaniem PTOP (jak podawał raport gestapo) było „ …utworzenie w wyniku zbrojnego powstania noewgo państwa polskiego i oderwanie przemocą od niemieckiej rzeszy terenów wschodnich – wcielonych do tej Rzeszy”.
PTOP zbierała fundusze na pomoc rodzinom, których członkowie zostali uwięzieni lub przekazani do obozów. Tą działalnością kierował Paweł Buchalik kuzyn Franciszka i Ernesta. Od początku okupacji zaangażowany w ruchu oporu w sztabie kierowniczym PTOP, kierował akcją pomocy dla rodzin uwięzionych Polaków (zasiłki pieniężne, karty żywnościowe i odzieżowe – zdobywane nielegalnie w urzędach).
Po zdobyciu w lipcu 1941 r. maszyny do pisania, powielacza oraz aparatu radiowego, rozpoczęto druk i kolportaż pisma „Zew Wolności”. Pismo to zawierało wiadomości radia londyńskiego, a przede wszystkim wzywało do wytrwałości w okupowanym kraju, i walki z wrogiem w każdy możliwy sposób. Kolportażem gazetki zajmowali się byli harcerze – między innymi Ernest Buchalik.
Inną dziedziną działalności PTOP było prowadzenie sabotaży, a więc utworzono grupy sabotażowe którymi dowodził Franciszek Buchalik. Kierowano się jednak rozsądną zasadą, by uszkodzenia maszyn i różnego rodzaju urządzeń, nie powodowały za ich powstanie – karania pojedynczych osób czy grupy osób. Wykonywano owe uszkodzenia w taki sposób by wyglądało to na naturalne awarie, np. samoczynne spięcia w instalacji elektrycznej, zerwanie przewodów telekomunikacyjnych wyglądające jako zaistniałe w czasie wichury czy śnieżycy, przepalanie się silników elektrycznych wynikłe z ich przegrzania, zamrażanie lub zatykanie się przewodów rurowych w wyniku mrozów itp. Franciszek skierowany przez Arbeitsamt do pracy przymusowej nad Kanałem Gliwickim, tam wykorzystał sposobność do zadawania Niemcom straty w wyniku sabotażu. Ale podobne działania odbywały się w innych zakładach pracy np. w gotartowickiej hucie, w kopalniach rybnickich, w hucie „Silesia” na Paruszowcu czy Odlewni Żeliwa w Żorach.
Niestety, gestapo wpadło na trop działalności PTOP po znalezieniu jednego numeru pisma „Zew Wolności” (z widocznymi inicjałami wydawcy gazetki – PTOP), w wyniku czego rozpoczęły się masowe aresztowania. Aresztowano wówczas ok. 87 osób, z których większość zginęła w KL Auschwitz.
Losy Buchalików zostały jednak tragiczniej zapisane w pamięci mieszkańców Gotartowic. Po aresztowaniu, przekazani zostali do więzienia śledczego w Mysłowicach, a po śledztwie do KL Auschwitz. Wyrokiem sądu z dnia 2.07.1942 r. został skazany na śmierć przez powieszenie, więc 22.07.1942 r., przewieziono Franciszka i Pawła z KL Auschwitz do Gotartowic, by tam, na oczach mieszkańców Ich rodzinnej miejscowości (spędzonych pod terrorem na placyku obok remizy strażackiej), odbyła się publiczna egzekucja harcerzy Franciszka i Pawła Buchalików – przez powieszenie.
Do dzisiaj pozostała pamięć w Gotartowicach o tym, jak postawa młodych skazańców, mimo tortur i wielkiego wycieńczenia, była do końca bohaterska. Ostatnie słowa Pawła Buchalika, wykrzyczane były donośnym głosem: „Jestem niewinny! Matko Boska, ratuj nasze rodziny”! Natomiast Franciszek, już z pętlą na szyi, zawołał: „Jeszcze Polska nie zginęła … ”!BUCHALIK WILHELM,
Urodzony 25.12.1897 r. w Gotartowicach k.Rybnika, mieszkaniec tejże miejscowości, ojciec Franciszka i Ernesta. Członek POW Górnego Śląska, były powstaniec – uczestnik trzech powstań śląskich i działacz ze strony Polski w agitacji plebiscytowej. Za przedwojenną aktywność społeczną i jako powstaniec, został aresztowany w kilka dni po wkroczeniu wojsk hitlerowskich na ziemię rybnicką tj. we wrześniu 1939 r. i wywieziony do więzienia w Bydgoszczy. Tam, na wieść o publicznej egzekucji synów, zmarł na atak serca 27.10.1942 r.
BUCHALIK FRANCISZKA z d. DZIWOKI,
Urodzona 22.01.1900 r. w Gotartowicach k.Rybnika, córka Franciszka i Joanny z d. Steuer. Działaczka Koła Przyjaciół Harcerstwa w Gotartowicach. Od początku okupacji hitlerowskiej zaangażowała się w działalność konspiracyjną w szeregach PTOP. W wyniku częściowego rozpracowania struktur organizacji przez Gestapo, została aresztowana 22 na 23. 05.1043 r. i przewieziona do więzienia śledczego (Ersatzpolizeigefängnis) w Mysłowicach, a po śledztwie przekazana 15.09.1942 r. do KL Auschwitz-Birkenau, gdzie zarejestrowano ją jako więźniarkę nr 19714. Zginęła w tym obozie 16.10.1942 r. Według wystawionego aktu zgonu nr 36288/1942 – potwierdzonego przez lekarza obozowego, zmarła o godz. 9:55, określenie przyczyny zgonu to „akuter Magendarmkatarrh” (ostry katar/nieżyt żołądkowo jelitowy).
BUCHALIK FRANCISZEK,
Urodzony 15.07.1922 r. w Gotartowicach k.Rybnika (brat Ernesta), syn Wilhelma i Franciszki z d. Dziwoki. Po ukończeniu szkoły powszechnej, pracował u gospodarza w Szczejkowicach, gdyż w rodzinie było dziewięcioro dzieci, a ojciec przez kilka lat nie miał pracy. Harcerz, – z drużyny harcerskiej i z domu rodzinnego wyniósł głęboką miłość do Polski. W czasie okupacji hitlerowskiej pracował przy budowaniu fabryk zbrojeniowych nad Kanałem Gliwickim, zaangażował się także w działalność ruchu oporu. Współorganizował PTOP w Gotartowicach – zastępca dowódcy, był odpowiedzialny za dywersję. W wyniku częściowego rozpracowania struktur organizacji przez Gestapo, aresztowany w nocy 22 na 23.05.1942 r. i przesłany do więzienia śledczego w Mysłowicach, a po śledztwie przekazany do KL Auschwitz. Dnia 27.07.1942 r. wraz z kuzynem Pawłem przewieziony z KL Auschwitz do Gotartowic, gdzie zginął w egzekucji publicznej – przez powieszenie.
BUCHALIK PAWEŁ,
Jerzy Klistała
Część 4 historii bohaterskich harcerzy z Rybnika. Z poprzednią częścią można zapoznać się tutaj.
Kolejna, niemniej liczna rodzina, której nazwiska i imiona wyryte są na pomniku w Chwałowicach, to rodzina Tkoczów. O ile jednak miałem szczęście rozmawiania z Franciszkiem Kożdoniem o Jego rodzicach i rodzeństwie, to w przypadku Tkoczów, mogłem opierać się jedynie na tym, co było osiągalne z poskładanych zdań, opublikowanych w różnych książkach. Jakże jednomyślne są jednak opinie autorów tych publikacji, że atrybutem ich wielkości, były: skromność, religijność i poczucie patriotyzmu, że aż sześć osób z tej rodziny należało do ZWZ/AK.
Tkocz Jadwiga,
Urodzona 9.10.1922 r. Należała do Drużyny ZHP im Królowej Jadwigi w Chwałowicach. Z nastaniem okupacji działała w Szarych Szeregach, POP, ZWZ/AK. Aresztowana 13.07.1944 r., wysłana została do KL Ravensbrück, gdzie zginęła w dniu 13.01.1945 r.Tkocz Anna z d. Stefek,
Urodzona 23.07.1919 r. w Dąbrowie k.Karwiny, córka Henryka i Anny z d. Poczesny, mieszkanka Chwałowic k.Rybnika – żona Alfreda Tkocza. Harcerka – przyboczna Drużyny Harcerek im. Królowej Jadwigi w Chwałowicach. Uczestniczka pogotowia harcerek w 1939 r. Z nastaniem okupacji hitlerowskiej członkini Szarych Szeregów, POP i ZWZ. Była łączniczką, kolporterką i współautorką pisma konspiracyjnego „Zryw”. Po aresztowaniu cioci Stefanii Stefek musiała się ukrywać. Wpadła jednak w ręce Gestapo 10.04.1942 r. i wpierw przetrzymywana była w wiezieniu cieszyńskim, a następnie przewieziona do więzienia śledczego (Ersatzpolizeigefängnis) w Mysłowicach. Po śledztwie przetransportowano ją 18.12.1942 r. do KL Auschwitz gdzie po zarejestrowaniu otrzymała numer więźniarki 27673. Wyrokiem policyjnego sądu doraźnego w dniu 22.10.1943 r., skazana została na śmierć, wyrok ten wykonany był 25.10.1943 r. Według wystawionego aktu zgonu nr 30857/1943 – potwierdzonego przez lekarza obozowego, zmarła o godz. 10:45, określenie przyczyny zgonu to „Tuberkulose” (gruźlica).
Uniknęli aresztowania:
Tkocz Kazimierz,
Urodzony 11.01.1925 r. w Chwałowicach. przed wojną należał do Drużyny ZHP im. T. Kościuszki w Chwałowicach. W czasie wojny pracował w fabryce sygnałów kolejowych w Gotartowicach. Z nastaniem okupacji działał w Szarych Szeregach, ZWZ/AK. Po aresztowaniu rodziców, ukrywał się w różnych miejscach aż do zakończenia wojny. Po wojnie znowu był czynnym harcerzem. W 1947 r. został powołany do czynnej służby wojskowej. Po odbyciu dwuletniej służby wojskowej, wrócił do domu i przyjął pracę na kopalni „Chwałowice”, gdzie pracował do przejścia na emeryturę w roku 1982. Mieszka w swoim domu w Chwałowicach.
Tkocz Łucja
Urodzona 22.06.1926 r. w Chwałowicach. Przed wojną należała do żeńskiej Drużyny Harcerskiej w Chwałowicach. W czasie wojny pracowała u rolnika w Żorach, co uratowało ją przed aresztowaniem w 1944 r. Brała czynny udział w ruchu oporu. Po wojnie przez jakiś czas pracowała w sklepie i równocześnie brała czynny udział w odradzaniu się harcerstwa w Chwałowicach. Była drużynową żeńskiej Drużyny Harcerek im. Królowej Jadwigi, do czasu zlikwidowania harcerstwa w 1948 r.. W 1948 r. wyszła za mąż za Jana Morgałę. od tego czasu zajmowała się prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci. W maju 1995 r. została wdową i mieszka samotnie w Chwałowicach.
Tkocz Józef
Mieszkali w Chwałowicach pod lasem, w niewielkim budynku z czerwonej cegły, przy domu była stodoła, kawałek ogrodu i pole. Ziemi było jednak za mało by z niej wyżywić 10 osobową rodzinę, więc głównym źródłem utrzymania była pensja ojca Jana Tkocza i starszych synów – za pracę w górnictwie.
Jan Tkocz, był aktywnym uczestnikiem powstań śląskich, brał udział w tych samych wydarzeniach politycznych – które opisałem w poprzednim rozdziale, gdy wyjaśniałem sytuację na Śląsku w okresie od 1918 do 1921 r.
O Marii Tkocz, jakże ciepło wypowiada się Innocenty Libura1 – „Duchem opiekuńczym i źródłem siły moralnej była Maria Tkoczowa, matka ośmiorga dzieci”. Nie można bowiem w prostszy sposób wyrazić słów wielkiego uznania wobec matki, która przekazywała swoim dzieciom aż tyle patriotycznych wartości. Od najmłodszych lat, wszystkie dzieci Tkoczów miały związek z harcerstwem, w którym uczyły się miłości do Ojczyzny – ponad to, co codziennie podpatrywały u rodziców.
W przeddzień spodziewanego napadu hitlerowców na Polskę, zgodnie z zaleceniem władz ZHP, Tkoczowie czynnie włączyli się w przygotowania na ewentualność wojny. W porozumieniu z kierownikiem szkoły w Chwałowicach, zabezpieczyli bibliotekę Towarzystwa Czytelni Ludowych (TCL), ukrywając część księgozbioru w domach zaufanych osób z Chwałowic, a część ukryli we własnym domu. Pomagali w ukryciu dokumentacji harcerskiej by nie umożliwiała okupantowi represji wobec członków ZHP i innych miejscowych aktywistów. Oczywiście, jest to bardzo skromnie przedstawiony zakres poczynań przyszłych i bardzo skutecznych konspiratorów.
Zgodnie z nakazem Naczelnych władz ZHP, drużyny miały zaprzestać oficjalnej działalności, przygotowując się do działalności konspiracyjnej. Gdy więc czarny scenariusz czyli napaść Niemców na Polskę stał się faktem, od pierwszych dni okupacji, powstała w Chwałowicach konspiracyjna drużyna harcerska, z centrum dowodzenia w domu Tkoczów. W piwnicy ich domu pod lasem urządzono schron podziemny. Tam zainstalowano radio, wniesiono powielacz. Przez radioodbiornik wysłuchiwano wiadomości ze świata, a na podstawie informacji uzyskanych tą drogą, redagowano gazetki i ulotki.
Starsi synowie – Alfred, Alojzy i Ryszard Tkoczowie, od pierwszych dni istnienia organizacji konspiracyjnej Polska Organizacja Powstańcza, – zaangażowali się w działalność tej organizacji. Po dekonspiracji POP, działali równie aktywnie w ZWZ/AK. Byli redaktorami gazety podziemnej „Zryw”, którą drukowano właśnie w piwnicy ich domu. Zasięg kolportażu obejmował miejscowości powiatu rybnickiego. W chlewie (pod żłobem), urządzono drugi schron – umożliwiający ukrycie się w nim kilku osób. W schronie tym ukrywali się okresowo poszukiwani „spaleni” Polacy a także zbiegli z obozów – więźniowie lub jeńcy wojenni. Zgromadzony w schronach księgozbiór, wypożyczano osobom godnym zaufania.
Bardzo przemyślnie urządzone schrony, były wręcz niewykrywalne mimo obserwacji budynku przez gestapo, policję, przez sprowadzone specjalnie wyszkolone psy śledcze. Nawet zaufani sąsiedzi i znajomi Tkoczów, nie znali wszystkich członków tej konspiracyjnej grupy i nie mieli pojęcia o zakresie działalności w budynku Tkoczów. Przybywający tam kurierzy, musieli znać hasło, by przekazać potrzebne materiały lub zabrać przygotowane ulotki i gazetki a następnie znikali niespostrzeżenie. Do konspiracyjnej drużyny harcerskiej, obok Tkoczów, Kożdoniów, należał Konrad Brachman (jako drużynowy), Anna Stefek (narzeczona, a później żona Alfreda Tkocza), Józef Lazar, Gerard Motyka i inni młodzi zapaleńcy.
Strzegącym niemal codziennie domu Tkoczów, był członek tej grupy konspiracyjnej i otrzymał zadanie zaskarbienia u Niemców zaufania, umożliwiającego „zaciągnięcia” się do hitlerowskiej formacji S.A.2, by móc ostrzegać konspiratorów przed niebezpieczeństwem. Częste przebywanie w domu Tkoczów miał tłumaczyć tym, że zakochał się w Klarze Tkocz. Musiał niestety znosić niemało pogardy od mieszkańców Chwałowic, chodząc ulicami tej miejscowości w brązowo-żółtym mundurze. Nie wtajemniczeni w jego konspiracyjne zadanie – dawne koleżanki i koledzy z harcerstwa, okazywali mu pogardę jako zdrajcy i kolaborantowi.
Wspominałem już w opracowaniu o rodzinie Kożdoniów, że Franciszka Kożdoń znalazła schronienie z dziećmi w domu Tkoczów, po wyrzuceniu jej z familoków jesienią 1941 r. Mieszkała tam około dwóch lat, do czasu jej aresztowania z synami i wywiezieniu do więzienia śledczego w Mysłowicach, a następnie do KL Auschwitz.
Niemal przez pięć lat okupacji, rodzina i dom Tkoczów były ośrodkiem konspiracyjnej działalności, ale – … terror i represje okupanta dosięgły i tą rodzinę. Dnia 9.02.1944 r. wpadł w ręce żandarmów Alfred, ukrywający się po kampanii wrześniowej w rodzinnym domu, u teściów w Marklowicach i innych znajomych w okolicy Chwałowic. Od dłuższego czasu poszukiwany przez Niemców, miał na sumieniu niemało antyhitlerowskich przewinień. Był między innymi łącznikiem pomiędzy rybnicką komórką obwodową ZWZ/AK a Cieszynem i Raciborzem. Utrzymywał łączność z harcerzami w powiecie cieszyńskim. Aresztowanie miało miejsce w Pawłowicach, gdy jechał ze swym dowódcą Antonim Sztajerem (ps. „Lew”, „Feliks”) na spotkanie z inspektorem ZWZ por. Kuboszkiem (ps. „Bogusław”, „Kuba”, „Rokosz”, „Robak”). Sztajerowi udało się uciec, natomiast Alfred dostał się w ten sposób do KL Auschwitz. W krótkim jednak czasie został wysłany „na przymusowe roboty” w okolice Bremen i tam zginął.
W wyniku zorganizowanej zasadzki 12 lipca w nocy, został zatrzymany (na drodze ze Świerklan do Żor) przez żandarmów Ryszard Tkocz. Następnego dnia tj. 13.07.1944 r., przed domem Tkoczów zjawili się gestapowcy i aresztowali matkę z córkami Jadwigą i Klarą. Jan Tkocz – ojciec, tego samego dnia został aresztowany na kopalni, zaś w szpitalu gestapowcy aresztowali syna Alojzego, który leżał tam po wypadku w pracy. Ojciec i syn Alojzy po przesłuchaniu w więzieniu w Mysłowicach, zostali przekazani do KL Auschwitz, stamtąd do KL Gross-Rosen, i 18.09.1944 r. do KL Mauthausen a 6.02.1945 do KL Mauthausen-Gusen. Tam obydwaj zginęli. Marię Tkocz i jej córkę Jadwigę, po aresztowaniu i kilkutygodniowym pobycie w więzieniu śledczym w Mysłowicach, wysłano do obozu KL Ravensbrück, gdzie obie zmarły. Ryszarda, – za przynależność do „polskich band zbrojnych”, powieszono w publicznej egzekucji w Tychach dnia 22.09.1944 r. Przeżyła obóz tylko Klara, którą po wyzwoleniu – Czerwony Krzyż wysłał do Szwecji.
Z rodziny liczącej dziesięć osób uniknęło aresztowania troje najmłodszych dzieci Tkoczów: Łucja, która służyła od dłuższego czasu u gospodarza pod Żorami, Józef pracujący z cieślami poza terenem Chwałowic oraz Kazimierz. Kazimierz wracając do domu nad ranem (po nocnej zmianie) z fabryki w Gotartowicach, zobaczył kilku mężczyzn koło domu. Wyczuł w tym zasadzkę, więc nie poszedł w kierunku budynku. Ukrył się u znajomych i tam dowiedział się o aresztowaniu rodziców i rodzeństwa. Od tego momentu ukrywał się do końca okupacji.
Gdy Rybnik, a z nim Chwałowice zostały wyzwolone spod okupacji, troje rodzeństwa Józef, Łucja i Kazimierz Tkoczowie, którzy przeżyli okupację, spotkali się przy gruzach rodzinnego domu pod lasem. W resztkach spalonej stodoły urządzili się na tyle, by można było przebywać tam przez jakiś czas. Kazimierz otrzymał wkrótce zatrudnienie przy prowadzeniu sklepu, przy którym był pokój z kuchnią, więc tam się przenieśli na pierwszą powojenną zimę. Po siedmiu latach, wspólnym wysiłkiem wybudowali skromny barak na fundamentach dawnego chlewu i stodoły. Urządzili się w nim Łucja z Józefem, zakładając własne rodziny. Kazimierz został kawalerem, ale z nadejściem lepszych czasów zbudował sobie w pobliżu ojcowizny własny dom. Klara zamieszkała na stałe w Szwecji, wyszła za mąż, urodziła trzech synów. Odwiedzała Ojczyznę i rodzeństwo od czasu do czasu – do 1996 r.
Jerzy Klistała
Po raz pierwszy zgłosił się on w komendzie policji dnia 8 października 1939 roku i odtąd codziennie, także w niedzielę i święta, musiał potwierdzić swój pobyt w Rybniku.
Prosimy o wystawienie opinii politycznej lub zaświadczenia o niezależności politycznej Jana Wawocznego, który jest u nas zatrudniony.
Jan Wawoczny z Rybnika jest polskiego przekonania. Nie należał ani do niemieckich, ani do polskich organizacji. Jego stosunek do niemczyzny był zawsze bardzo wrogi. Należy przypuszczać, że on nigdy nie będzie służył Rzeszy Niemieckiej. W stosunku do jego dalszego zatrudnienia istnieją zastrzeżenia.
Kierownik NSDAP
Valjean i Biker76
Bibliografia: ”Huta Silesia 1753-1978” Janina Molenda
Na tematy związane z „Hutą Silesia” można podyskutować na naszym forum.
Część 3 historii bohaterskich harcerzy z Rybnika. Z poprzednią częścią można zapoznać się tutaj.
KOŻDOŃ JERZY, Urodzony 20.04.1934 r., w Rybniku. Aresztowany 25.06.1943 r. przez hitlerowców wraz z członkami rodziny, lecz przekazany do dyspozycji miejscowej policji. Zwolniony z posterunku policji ukrywał się – u krewnych do końca wojny. Po wojnie ukończył studia uzyskując dyplom inżyniera górnika. Pracował w Przedsiębiorstwie Robót Górniczych do przejścia na emeryturę. Działacz społeczny, radny w gminie Pawłowice*Wstęp do tragicznych przeżyć rodziny Kożdoniów wymaga przypomnienia wydarzeń z przeszłości nieco odleglejszej, a to z tej prostej przyczyny, że w latach 1918 do 1922 gdy Ślązacy walczyli o wolność w powstaniach śląskich i poprzez plebiscyt, dziwnym zbiegiem okoliczności walczyli z okupantem niemieckim – który zjawił się ponownie na polskiej ziemi w latach 1939 do 1945. W swoich patriotycznych sumieniach mieli więc zakodowaną potrzebę walki o wolność Ojczyzny – Ojczyzny śląskich Polaków! Jest i taki znamienny fakt, że wielu działaczy organizacji konspiracyjnej ZWZ/AK, w tamtej przeszłości roku 1919, należało do tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej – POW!
Paweł Kożdoń (ojciec), urodził się w Karwinie na Śląsku Cieszyńskim. Dzieciństwo spędził w Pielgrzymowicach, gdzie od dwóch pokoleń osiedleni byli jego przodkowie. Zgodnie z wolą swojego ojca, Paweł mimo że chciał zostać nauczycielem, musiał kontynuować tradycję rodzinną i podjąć pracę w górnictwie. Mógł zatem realizować swoje chłopięce marzenia – kupując książki za mozolnie zaoszczędzone grosze z bardzo skromnego kieszonkowego, i ucząc się grać jako samouk na skrzypcach, fisharmonii i trąbce. W okresie Plebiscytu, jako 31 letni już mężczyzna, wykazywał wyjątkową aktywność patriotyczną, skutkiem czego Niemcy nadali Mu przydomek „polski król”. Po powstaniach, z uwagi na nienajlepszy stan zdrowia, pracował w kopalni jako palacz. Doceniony był jako wielki społecznik, został wybrany na wiceprzewodniczącego Rady Zakładowej w kopalni, a także jako starszy (członek) Spółki Brackiej. Jak znamienne było to wyróżnienie, niech świadczy fakt, że funkcję Starszego Brackiego pełnił przez 3 kadencje po 5 lat – aż do wybuchu wojny w 1939 r. Został wybrany jako zastępca naczelnika gminy, a gdy naczelnik gminy szedł na urlop, wówczas Paweł brał urlop i zastępował naczelnika. Gdy powstał Związek Obrony Kresów Zachodnich, działał w tym związku. Do Jego kolejnych zasług zaliczyć należy i to, że był organizatorem „Sokoła”, wprowadzając w ten sposób formę zrzeszania się polskiej młodzieży, w miejsce dawniej działającego „Turnverein” – niemieckiego towarzystwa gimnastycznego. Był założycielem Towarzystwa Czytelni Ludowych na terenie Chwałowic. W skromnym mieszkaniu, jakie zajmowała jego rodzina w familoku kopalnianym (dwa pokoje i kuchnia), wygospodarował trochę miejsca na szafę biblioteczną i urządził wypożyczalnię książek dla miejscowej ludności.
Franciszka Kożdoń z którą Paweł ożenił się w 1914 r., mimo obowiązków w prowadzeniu domu i wychowywaniu licznego potomstwa, udzielała się także społecznie w Towarzystwie Polek i w Kole Przyjaciół Harcerstwa. Dodam, że córka i pięciu synów Kożdoniów, należało do Związku Harcerstwa Polskiego. Trudno o bardziej wyraziste przykłady propolskiej działalności, ale jakże brzemienne okazały się one w skutkach, gdy spadła na Polskę tragedia niewoli hitlerowskiej.
Miejscowy volksbundowiec – pałający zemstą wobec Kożdoniów, powiadomił gestapowców, że zakopano u nich w ogrodzie skrzynie z bronią i amunicją. Przeprowadzono dnia 10.09.1939 r. demonstracyjną akcję przeszukiwania ogrodu i odkopano owe skrzynie. Rozgłoszono jednak celowo pogłoskę, że w skrzyniach znajdowało się tyle broni i amunicji, że gdyby jej zawartość eksplodowała, cała kolonia wyleciałaby w powietrze. Chciano w ten sposób wyolbrzymić zawartość skrzyń, a zarazem wzburzyć miejscową ludność przeciw rodzinie Kożdoniów.
Zajście to, rozpoczynało serię tragicznych przeżyć okupacyjnych dla rodziny Kożdoniów, więc poświęcam mu nieco obszerniejszy opis – wg relacji Franciszka Kożdonia. Otóż, – w tym właśnie dniu 10 września w godzinach przedpołudniowych, znajdowali się na terenie działki ogrodowej – Paweł Kożdoń i jego syn Tadeusz. W pewnym momencie, niemal jak właściciele działki, weszli na nią dwaj „hilspolizaje2” w cywilnych ubraniach, z opaskami na rękawach marynarek – z widoczną hitlerowską swastyką, oraz z karabinami na ramionach. Okazując lekceważenie Pawłowi Kożdoniowi, zaczęli czegoś szukać, więc Paweł bardzo oburzony takim zachowaniem przybyszów, zapominając że rzecz dzieje się w okresie okupacji niemieckiej, w dosadnych określeniach powiedział co o owych „hilspolicajach” myśli. Oni jednak kontynuowali swoje poszukiwania. Natrafili wreszcie na miejsce, gdzie ziemia była mniej ubita więc kazali Pawłowi i synowi Tadeuszowi wybierać ziemię. Gdy odkryto dwie skrzynie (jedną blaszaną i zalutowaną a drugą drewnianą), „hilspolicaje” zapytali o Władysława, który według donosu, był sprawcą zakopania skrzyń. Pomocnik policji kazał Tadeuszowi przyprowadzić Władysława. Tadeusz i Władysław spotkali się „w drodze”, gdyż Władysław został w tym samym czasie wysłany przez matkę na działkę po warzywa. Gdy więc zjawili się na działce Władysław i Tadeusz, „hilspolizaje” wezwali gestapowców. Gestapo przyjechało samochodem – bagażówką, na której znajdowali się już wcześniej aresztowani Polacy. Kazali wejść do samochodu – ojcu Pawłowi Kożdoniowi i synowi Władysławowi pod zarzutem zakopania skrzyń. Tadeusza nie aresztowano, gdyż całą sprawę wziął na siebie Władysław. Zawieziono ich do więzienia w Rybniku, stamtąd do obozu jenieckiego w Zgorzelcu a następnie do Rawicza. 14.10.1939 r. obu przetransportowano do KL Buchenwald. Paweł Kożdoń (ojciec) został później przewieziony do Ravensbrück.
Syn Franciszek, przebywał od 1937 r. na studiach politechnicznych we Lwowie. Właśnie we wrześniu 1939 r. przebywał na ćwiczeniach wojskowych, i w wyniku wybuchu wojny zwolniono uczestników ćwiczeń, lecz na uczelni zaczęły się między studentami konflikty na tle narodowościowym, postanowił więc wrócić do domu. Jego brat Józef tuż przed 1939 r. ochotniczo wstąpił do Wojska Polskiego, brał udział w kampanii wrześniowej i w domu zjawił się na początku 1940 r. Brata Tadeusza, wysłano na przymusowe roboty w głąb Niemiec, Józefa Kożdonia, gestapo aresztowało 1.05.1940 r. i wysłało do KL Dachau. Z tego obozu przekazany został dnia 26.06.1940 r. do KL Mauthausen, a 15.08.1940 do pracy w kamieniołomach w KL Mauthausen-Gusen, gdzie figurował jako numer obozowy 43706 i 5303.
Mieszkając u Tkoczów, Franciszek współpracował z Alfredem Tkoczem, – wykonując różne czynności konspiracyjne jakim całe rodzeństwo Alfreda się zajmowało. Spotykał się jednak dosyć często z Antonim Sztajerem3, z którym znał się od czasów szkolnych (siedzieli nawet w jednej ławce), więc wciągnięty został przez kolegę do działalności w organizacji konspiracyjnej ZWZ. Przed Sztajerem składał uroczystą przysięgę, – przed krzyżem i obok stojącymi świecznikami. Od tego momentu stał się pełnoprawnym członkiem Związku Walki Zbrojnej.
Ze wspomnień Franciszka wynika, że dużo członków, gotowych na wielkie poświęcenie się dla walki z okupantem, trwało w oczekiwaniu na rozkaz do konkretnej czy wielkiej akcji. W Jego otoczeniu, działania ograniczały się do zrywania niemieckich afiszów, wykonywania w widocznych miejscach antyhitlerowskich napisów, wykonywanie drobnego sabotażu. Trwali w „oczekiwaniu” na ukształtowanie się prężnej organizacji, nie tak heroicznej o jakiej po wyzwoleniu się rozpisywano, ale prężnej na ówczesne możliwości. Podnosili „ducha polskości” w rozprowadzanych ulotkach, udzielali pomocy będącym w potrzebie znajomym Polakom. Przenosili w działalność organizacji ZWZ, system stosowany wcześniej w harcerstwie. Pamięta też, że w jakimś sensie byli nieufni wobec przemianowania ZWZ na AK. Myśleli, że AK będzie tworem organizacji o innym „odchyleniu” politycznym, pod zupełnie innym dowództwem i schematem organizacyjnym. Mimo, że ZWZ przemianowane było w 1942 r. na AK, fakt ten jeszcze do nich nie docierał. Bardziej liczyły się lokalne ambicje, że są członkami Związku Walki Zbrojnej, nie gorszymi od Armii Krajowej. Żyli w przekonaniu, że AK jest nowo utworzoną organizacją, do której mają się „przenieść”, więc bardzo się nad tym zastanawiali, a czas upływał na niezdecydowaniu i pewnej stagnacji.
Po przewiezieniu na gestapo, przetrzymano aresztowanych w piwnicy budynku przy ulicy Św. Józefa w Rybniku. Nie zdjęto im nawet założonych podczas aresztowania samozaciskających kajdanek. Synowie mieli ręce skute z tyłu, natomiast matka z przodu. Następnego dnia odtransportowano ich do więzienia śledczego w Mysłowicach. Spędzili tam aż trzy miesiące, a jak straszne było to więzienie, wiedzą dobrze ci, którzy w nim przebywali. Każde z czworga dzieci i matka byli zamknięci w innej celi.
Po zakończeniu przesłuchań, a zarazem po około trzech miesiącach przebywania w więzieniu w Mysłowicach, przetransportowano go dnia 6.09.1943 r. do KL Auschwitz, gdzie przy formalnościach rejestracyjnych wytatuowano mu na lewym przedramieniu numer obozowy 146601. 7.12.1944 r. transportem zbiorowym przesłany został do KL Buchenwald, gdzie otrzymał numer obozowy 30076.
Matka została przetransportowana do Birkenau dnia 20.07.1943, a po zarejestrowaniu otrzymała numer obozowy 50195., a po jakimś czasie transportem zbiorowym wysłana została do Ravensbrück, i dalej do Neustadt Glewe, gdzie zmarła dnia 29.01.1944 r. Siostrę Janinę także aresztowano 6.09.1943 r. i przewieziono transportem zbiorowym do KL Auschwitz-Birkenau, gdzie otrzymała nr 58417. W Birkenau zachorowała na tyfus, leżała długo w gorączce – nieprzytomna. Wyzdrowiała jednak dzięki pomocy współwięźniarek.
Pawła Kożdonia (syna), – po przesłuchaniach w więzieniu śledczym w Mysłowicach, przewieziono dnia 23.07.1943 r. do KL Auschwitz i po zarejestrowaniu otrzymał nr 130970. Najpierw pracował w „Zementkomando”, a następnie w „Zimmermannkomando4”. Dowiedziawszy się o zgonie matki, postanowił uciec z obozu, by pomścić śmierć rodziców. Udało mu się to w czasie alarmu lotniczego dnia 29.08.1944, gdyż przebywał wówczas w Auschwitz III – Buna5. Ucieczkę zorganizował samodzielnie, bez liczenia na pomoc z wewnątrz czy zewnątrz. Przygotował sobie schowek pod stosem desek na składowisku drewna, postarał się o drelichowe ubranie robocze z czerwonym pasem na plecach. Pas był na szczęście namalowany farbą łatwo zmywalną – do usunięcia. Do schowka pod deskami wszedł w czasie nalotu i tam usunął farbę z ubrania. Pod deskami przeleżał jedną noc – do następnej nocy. Największy lęk przeżywał, gdy podczas przeszukiwania terenu za zbiegiem, obok jego schronienia (pod deskami) przechodzili SS-mani z psami. W drugą noc po ucieczce wyszedł z ukrycia pod osłoną ciemności nocy i przedostał się na tory kolejowe. Udając robotnika torowego kontrolującego szyny – z kluczem (do dokręcania nakrętek szyn kolejowych) w ręce, przedostał się w okolice Pszczyny. Tam znalazł pomoc u rodziny nauczyciela z Chwałowic – Wojciecha Tomasza. Przebywając u Wojciechów, otrzymał ubranie cywilne od Czesława Kempnego – brata matki. W ubraniu tym przedostał się do Pielgrzymowic w powiecie pszczyńskim. Tam ukrywał się przez kilka tygodni u krewnych ojca, u krewnych matki i znajomych w Pruchnej oraz Bziu Zameckim.
Oswoiwszy się z wolnością, udało się Pawłowi nawiązać kontakt z kompanią konspiracyjnej organizacji ZWZ/AK działającej w powiecie rybnickim, której dowódcą był Antoni Sztajer. Grupa ta przeprowadzała w owym czasie akcje sabotażowe, zdobywanie kartek żywnościowych, broni itp.
W dniu pogrzebu Pawła, którego zakopano pod płotem miejscowego cmentarza, Hitlerjugend6 urządziło demonstrację siły w Chwałowicach, a kulminacyjnym punktem demonstracji było spalenie i rozbicie pancerfaustem7 domu Tkoczów, w którym i Kożdoniowie mieszkali do czasu aresztowania tj. do 1943 r.
Najmłodszy z aresztowanych – Janek Kożdoń, nie był członkiem ZWZ ze względu na swój młody wiek. Często jednak to on pomagał Franciszkowi w dostarczaniu informacji konspiracyjnych do różnych zaufanych osób. Aresztowany wraz z pozostałymi członkami rodziny i przewieziony do Mysłowic, po zakończeniu cyklu przesłuchiwań, został przetransportowany 30.07.1943 r. do KL Auschwitz, gdzie otrzymał numer obozowy 132125. Był zatrudniony w „Nowej Pralni” na nocnej zmianie. Wraz z innymi więźniami roznosił mokrą bieliznę po blokach i rozwieszał ją na strychach tych bloków. Pracował także w Gemajnszaftslager8 – dla pracowników cywilnych, w Deutsche Ausrüstungswerke9. W dniu 24.06.1944 r. transportem zbiorowym dostał się do Buchenwaldu, gdzie spotkał brata Władysława, przebywającego tam od września 1939 r. Nieco później dotarł transportem zbiorowym do Buchenwaldu drugi brat – Franciszek.
Czy mogli się cieszyć, skoro przeżyte doświadczenia nakazywały niedowierzać, że to piekło na ziemi mogło przestać istnieć. Za bardzo przyzwyczajeni byli do cierpień, które musieli znosić jeszcze wczoraj, nadal żyli świadomością o utraconych najbliższych – którym nie było dane doczekać dnia wyzwolenia. Czy tak łatwo można uporać się z własnymi okaleczeniami? Każdy z więźniów marzył przecież o dożyciu dnia, kiedy się skończy piekło obozowej egzystencji, o powrocie do swoich domów, do bliskich, do normalnego życia. Gdy natomiast otwarły się bramy i przyszła wolność o której marzyli, nie potrafili się z tą prawdą uporać! Pojawiły się pytania: czy pozbędą się snów i widoków, które w obozie były jawą – o ogrodzeniu w którym płynął prąd elektryczny, o komorach gazowych, o krematoriach w których palenie zwłok było codzienną rzeczywistością? Czy wyzbędą się odczucia pokory wobec władzy absolutnej, jaką stanowiły potwory z SS? Czy będą umieli oddychać normalnym powietrzem, gdy tam w obozie oddychało się dymem i swądem z palonych ciał?
Jerzy Klistała
Początkowo Niemcy nie zamierzali rozwijać polskiego hutnictwa. Rozpoczęli nawet wywóz surowców i demontaż urządzeń z przeznaczeniem dla hutnictwa w głębi Rzeszy. Takie posunięcia wynikały z wiary w szybkie i zwycięskie zakończenie wojny, kiedy to przemysł polski nie był jeszcze potrzebny……
CDN….
Valjean i Biker76
Bibliografia: ”Huta Silesia 1753-1978” Janina Molenda
Na tematy związane z „Hutą Silesia” można podyskutować na naszym forum.
Poświęcam matkom, siostrom i żonom – byłych więźniów hitlerowskich obozów koncentracyjnych…
MARZENIE
[Jak?] ja mieć będę dwadzieścia lat,
[Zacznę?] oglądać nasz piękny świat.
[Usiądę?] w wielkim ptaku motorze
[I wzniosę się?] w wszechświata przestworze.
Popłynę, pofrunę w świat piękny, daleki.
Popłynę, pofrunę przez morza i rzeki.
Chmura siostrzycą, wiatr będzie mi bratem.
Się będę zdumiewał na Nilem, Eufratem.
Zobaczę sfinksy i piramidy
W prastarym kraju boskiej Izydy.
Przepłynę nad ogrom wody Niagary.
Kąpać się będę w słońcu Sahary.
Przez szczyty Tybetu, co w obłokach giną,
Nad cudną, tajemną magów krainą.
A wydostawszy się spod skwarów mocy
Będę szybował nad lodem Północy.
Przefrunę nad wielką wyspą kangurów
I nad szczątkami Pompei murów.
Nad świętą Ziemią Zakonu Starego
I nad ojczyzną Homera słynnego.
Się będę zdumiewał nad pięknym światem-
Chmura siostrzyca, wiatr będzie mi bratem.
wiersz Abrahama Koplowicza
(zginął w KL Auschwitz mając 13 lat)
„Mamusia”, – tak zwracaliśmy się do Niej z bratem od momentu, gdy Ta właśnie mamusia nauczyła nas wymawiać pierwsze słowa, aż po ostatnie dni Jej życia – do 22 sierpnia1985 r. Było w tym określeniu zawarte osobiste i najserdeczniejsze uczucie do naszej rodzicielki, niezależnie od tego, czy komuś postronnemu zwrot ten wydawał się zbyt zdrobniale wymawiany, lub używany z dziecinnego nawyku.
Moi Najdrożsi!
List Wasz otrzymałem wczoraj. Serdecznie Wam wszystkim za życzenia dziękuję i pozdrawiam Was wszystkich po raz ostatni, życząc Wam wszystkiego dobrego, pogodzenia się z wolą Bożą. Schodzę pogodzony z Bogiem, spokojny, bez wyrzutów sumienia, bez poczucia wyrządzenia komukolwiek krzywdy, z myślą o Was Kochani Rodzice, o Was Bracia i Siostry. Jeśli Was któregokolwiek uraziłem przepraszam i myślę, że mnie także wszystko wybaczycie. Schodzę w przekonaniu, że wykonałem także obowiązki syna i brata ile to leżało w moich siłach. Kiedy list ten otrzymacie, mnie już nie będzie ale pozostanę z Wami. Proszę Was o modlitwę za biedną i grzeszną duszę moją. Testamentu pisał nie będę, bo wszystko co posiadałem, to gorące uczucia miłości dla Was, Braci oraz siostry a o nich wątpić nie będziecie. Marię pożegnajcie również. Luśkę jej córeczki, Waleskę i jej dzieci, Martę i dzieci, Annę, Szwagrów i wszystkich oraz ich dzieci. Rzeczy, które tu są możecie odebrać pod wskazanym adresem: 1) Zegarek, 2) parę butów, 3) ubranie szare, 4) płaszcz zimowy, 5) 4 koszule, 6) 3 gaci, 7) parę kapci, 8) 3 pary skarpetek, 9) 3 chusteczki do nosa, 10) 26,08 DM, 11) zeszyty i książki do nauki stenografii, 12) kapelusz szary, 13) kołnierz i krawat, 14) różaniec, 15) listy.
Ostatni raz Was pozdrawiam, wytrwajcie w bojaźni Bożej, w myśli o ponownym połączeniu się w zaświatach na łonie Boga, w myśli o lepszym jutrze. Zostańcie nieugięci, niezłomni tym silnym ciosem do ponownego połączenia się. Prochy moje sprowadźcie i pochowajcie albo w Pszczynie lub w Ćwiklicach, jako pomnik wystarczy korona cierniowa.
Ostatnie pozdrowienia śle Wasz syn i brat