paź 212023
 

(Stanisław Sobik nr obozowy 107482 w KL Auschwitz).

W książce zatytułowanej: „… Pozostaną w mej pamięci – do końca żywota”, w rozdziale poświęconemu Stanisławowi Sobikowi jest mowa o tym, jak współwięzień w KL Auschwitz Karol Miczajka (serdeczny kolega z działalności konspiracyjnej ZWZ/AK), , przy pomocy współwięźnia Hanusza ściągnął Sobika do swego komanda roboczego. Okres ich wspólnej pracy i pobytu na bloku (Blok 17a) wspomina Miczajka jako coś wyjątkowego, niemal z pogranicza doznania metafizycznego. Najdobitniej dał temu wyraz w artykule „Wspomnienie towarzysza niedoli”, napisanym po szczęśliwym powrocie z obozu.
„Pracowałem wtedy w komandzie „Gerätekammer”, mieszczącej się w tzw. „Stabsgebäude”. Był to magazyn sprzętu siodlarskiego, a stan całego „komanda” wynosił 2 ludzi. Praca polegała na utrzymaniu w czystości siodeł, uprzęży końskiej i rowerów. Kiedy mój towarzysz Duda został jako górnik przeniesiony na kopalnię Jawiszowice, zostałem sam i zaraz pomyślałem o tym, żeby na to miejsce ściągnąć Staszka. Praca tu bowiem nie była ciężka, „pod dachem” i – co najważniejsze – do roboty nikt nie napędzał. Sobik, dawny przywódca w pracy organizacyjnej, został nadal w obozie naszym wodzem ideowym, stał się niejako naszym ojcem, który zawsze umiał pocieszać, wlać wiarę i nadzieję w rychłe wyzwolenie.
Pracował wtedy w tzw. „Kiessgrubie” przy wydobywaniu żwiru. Praca tam była ciężka, na domiar złego spotykały go tam ze strony Grzonki z Rybnika, zawodowego rzezimieszka, który był kapem tego „komanda”, szykany i ostre napaści.
Przy pomocy kolegów – rybniczan: Jasia Gemskiego (Gembczyka) i Józka Hanusza, starych „lagrowców”, wyzyskując ich stosunek w tzw. „Arbeitsdienst’cie”, dostał Staszek pod koniec maja 1943 r. przydział do mojego „komanda”.
Przebywając teraz całe dni razem w zamkniętym magazynie, miałem sposobność poznać go głębiej. Szlachetna to była postać. Już za czasów jego działalności podziemnej zdumiewał mnie jego zapał, który umiał przelewać na swoich ludzi. Umiał wydawać rozkazy z równoczesnym narzuceniem silnej woli wykonania rozkazu. Potrafił oceniać zdolności swoich podwładnych i postawić każdego na właściwym stanowisku. Miał przy tym bezgraniczne zaufanie w uczciwość ludzką i to było jego jedynym błędem. Sam bezgranicznie uczciwy, wielki idealista, widział w każdym tylko dobre cechy charakteru, w każdym widział takiego zapaleńca, ja on sam. Takim pozostał do końca.
Zawsze skromny i cichy, znosił cierpliwie wszystkie ciężary i upokorzenia, które przynosił z sobą każdy dzień w Oświęcimiu. Skombinował sobie polską książeczkę do nabożeństwa, którą starannie ukrywał w magazynie między sprzętem i wiele chwil spędzał na skupionej i żarliwiej modlitwie. Myśli swoje często zwracał w kierunku życie pozagrobowego, wszczynał ze mną dyskusje na tematy oderwane, dążył do pogłębienia swojej wiary na podstawie dogmatów i Pisma Św., przechodził do zagadnień metafizycznych.
W prostej jego filozofii przebijała głęboka wiara w życie wieczne i Najwyższą Sprawiedliwość.
Kiedyś mówił Stach do mnie: Wiesz, Karol, miałem dzisiaj piękny sen. Otóż śniło mi się, że byłem wolny. Było tak cudnie na świecie! Piękna i uroczysta zieleń pokrywała ziemię i tak pięknie lipy kwitły…
W jakiś czas potem zaczęły przychodzić wyroki z Berlina. Obserwować można było, jak według kolejnych numerów wzywano ludzi do podpisania tzw. „Schutzhaftbefehlu” (nakazu aresztowania) lub na blok jedenasty, skąd już nie wracali. Numery wzywanych wzrastały z dnia na dzień i nieustępliwie zbliżały się do naszych liczb. Ucichły rozmowy, rozproszyła się nasza grupka, która często schodziła się na pogawędki. Każdy dążył do samotności.
Pogodny czerwiec rozwinął wdzięki lata w całej krasie. Ci, którzy pracowali na „Aussenkomandach”, opowiadali jak pięknie jest na świecie. Opowiadali o kołyszących się łanach kłosów, o czystej i wonnej zieleni łąk, pokrytych kobiercem kwiatów, opowiadali o drzewach przydrożnych, udzielających rozłożystymi koronami ożywczego cienia…, gdy w obozie słońce prażyło bezlitośnie wychudzone twarze więźniów i bezwłose głowy, spalając je na ciemny brąz i pokrywając strudzone czoła kroplami potu.
Piękny i inny był świat za drutami. Ten świat nieznany był już nam, istniejący tylko w dziedzinie marzeń i wyobraźni. Jakże daleko był od nas!
Wstał cudny poranek święta Bożego Ciała, przynosząc z sobą wiele refleksyj i wspomnień z minionych lat: piękna pogoda, gałązki brzozowe, uroczysty i podniosły nastrój, procesja, dzieci w bieli, ksiądz z monstrancją pod baldachimem i kwiaty, kwiaty, kwiaty…
W obozie dzień ten nie różnił się niczym od tylu innych dni roboczych. A jednak… Wyruszamy rano ze Staszkiem do naszej „budy” do siodeł i rowerów, postanawiając zgodnie jak najmniej pracować. Istotnie tak się złożyło, że nie pilnowano nas w ten dzień tak dokładnie.
Stach był wyjątkowo poważny, ale ani cienia smutku nie odkryłem na jego twarzy. Uniesiony był jakimś radosnym nastrojem, twarz miał rozpromienioną. Marzyliśmy o tym, jak to wkrótce na wolności będziemy mogli uczestniczyć w procesji Bożego Ciała i śpiewać po polsku…
Patrzę do okna, przez które widać było kulistą koronę lipy, usianą złocistymi kwiatkami.
Patrz Stachu, – mówię do Sobika – jaka piękna jest lipa i jak cudnie kwitnie.
Otworzyliśmy lekko okno, by wpuścić trochę zapachu lipowego kwiecia. Wieczorem wróciliśmy na blok, gdzie oczekiwała na Stacha paczka z domu. Już się i apel skończył, więc Stach zabrał się do rozpakowania paczki i przyrządzenia kolacji.
Nie zaczął jeszcze jeść, gdy pisarz blokowy wywołał Jego numer: – Zgłosisz się zaraz w „Schreibstubie” – mówi.
Stach odłożył wszystko i zostawił na łóżku, a sam poszedł.
Tknęło mną złowrogie przeczucie, przypomniał mi się sen Stacha o wolności i o kwitnącej lipie.
Poszedłem z nim do „Schreibstuby”, gdzie czekało już kilku innych o podobnych numerach – między innymi szwagier Stacha – Janek Klistała.
Wiedziałem, co ich czeka.
Odprowadzano wszystkich na blok 11. Idzie nas kilku w pewnym oddaleniu za nimi. Oglądają się, rzucają nam drobne przedmioty, które mieli przy sobie: zapalniczkę, cygarniczkę, pędzel do golenia…
Weźcie to na pamiątkę! Już się nie zobaczymy!
Jeszcze jedno spojrzenie, jeszcze jedno skinienie ręki, jeszcze jeden uśmiech, w którym był żal i łzy, a potem zaciśnięte zęby i głowa dumnie odrzucona do góry i ostatnie słowa do nas: Trzymajcie się! Pozdrówcie nasze żony i dzieci!
A potem ciężkie, żelazne drzwi zamknęły się z łoskotem, i ciężka sztaba żelazna podparła je z wewnątrz.
Widziałem Go po raz ostatni. Stach przestał żyć dla świata. Ta, o którą tak nieugięcie walczył, zażądała od Niego ofiary życia i krwi…”

Wspólna niedola Karola Miczajki i Stanisława Sobika trwała od końca maja do 24 czerwca 1943 r. Wtedy to Sobika przeniesiono na blok jedenasty, gdzie następnego dnia wraz z innymi więźniami został rozstrzelany.
Przypominam powyższy tekst, gdyż nie mogę zrozumieć znieczulicy władz miasta Rybnika (obecny Prezydent jest z wykształcenia historykiem), że można okazać tak jawnie nieczułość dla osób, które gdy Ojczyzna była w potrzebie, w patriotycznym odczuciu swego obowiązku dla tejże Ojczyzny – oddali życie w jej obronie!

Jerzy Klistała

 Zamieszczone przez o 15:54
paź 022023
 

Urodził się 21.09.1911 r. w Rybniku, syn Ludwika i Wiktorii z d. Klenot. Był najstarszym spośród sześciorga rodzeństwa. Po ukończeniu szkoły powszechnej kształcił się w Państwowym Gimnazjum w Rybniku. W 1931 r. ukończył naukę i złożył egzamin maturalny. Z napisanego przez siebie w 1935 r. życiorysu wynika, że pracował przejściowo przez dwa lata z przerwami w większych urzędach pocztowych powiatu rybnickiego jako urzędnicza siła zastępcza.
Przed wkroczeniem (1939 r.) wojsk hitlerowskich do Rybnika, wraz z Rafałem Sitkiem eskortowali ważną dokumentację pocztową z Rybnika na Węgry. Tam na Węgrzech, będąc w kontakcie ze swoimi rodzinami oraz znajomymi i otrzymując informacje o terrorze jaki hitlerowskie władze okupacyjne wprowadzają w Rybniku i innych miejscowościach, wrócili do okupowanego kraju.
Wróciwszy więc jesienią 1940 r. do zniewolonej Ojczyzny, Sobik wraz z byłymi gimnazjalistami, przystąpił do współtworzenia organizacji konspiracyjnej pod nazwą Związek Walki Zbrojnej. Konieczność jej zorganizowania uzasadniał fakt, iż funkcjonariuszom gestapo udało się rozbić działające dotychczas w Rybniku – Polską Organizację Powstańczą (POP) której komendantem był Stanisław Wolny, oraz Polską Tajną Organizację Powstańczą której przywódcą był Alojzy Fojcik „Alek”. Po aresztowaniu głównych działaczy tych organizacji, na terenie Rybnika działały jeszcze małe grupki byłych członków tych organizacji, którzy okazywali chęć dalszej walki z okupantem.
Przez kuriera Pawła Jaszka z Rybnika, Sobik nawiązał kontakt z komendą wojewódzką oraz z centralą ZWZ w Warszawie, i w efekcie, Związek Walki Zbrojnej tworzony od pierwszych miesięcy 1940 r., w październiku tegoż roku rozpoczął formalną działalność konspiracyjną. W skład ZWZ weszli więc członkowie wspomnianych już zdekonspirowanych organizacji oraz inni rybniccy patrioci.
Na czele Rybnickiego Inspektoratu ZWZ (kryptonim „Rokita”) stał Władysław Kuboszek ps. „Kuba”, „Robak”, „Rokosz”, „Bogusław”, zaś komendantem Rybnickiego Podokręgu ZWZ został z mianowania komendy wojewódzkiej Stanisław Sobik. Podokręg ten obejmował Rybnik, Zebrzydowice, Ligotę Rybnicką, Ligocką Kuźnię, Boguszowice, Jankowice, Chwałowice, Kamień, Rydułtowy, Czerwionkę, Dębieńsko oraz Knurów. Kwatera główna komendy ZWZ w Rybniku mieściła się przy ul. Sobieskiego 14 – w mieszkaniu Andrzeja Kaszuby, mistrza szlifierskiego. Tam też nowo wstępujący do ZWZ składali przysięgę wierności wobec organizacji. Po aresztowaniu Kaszuby zebrania kierownictwa i małych grup członkowskich ZWZ odbywały się w Rybniku – w mieszkaniach Franciszka Sztramka, Jerzego Kufiety, Franciszka Ogona, Jana Klistały, Alojzego Siąkały, braci Henryka i Karola Miczajków lub u Stanisława Błażewskiego w Zebrzydowicach Rybnickich.
O powrocie Sobika do pracy na pocztę nie było mowy, gdyż jej nowy niemiecki zarządca oznajmił Sobikowi „Polakom nie wolno pracować na niemieckiej poczcie”. Zatrudniony więc został w kasie biletowej na stacji kolejowej w miejscowości Obszary koło Rybnika.
Postać tak znana w Rybniku jak Innocenty Libura, w książce „Z dziejów domowych powiatu. Gawęda o ziemi rybnickiej” obok innych wspomnień, zamieszcza znamienne zdanie o Sobiku: „[…] Stanisław Sobik ze Smolnej, wybitnie zdolny i szlachetny człowiek”. Tak pozytywną opinię wyrażali wszyscy którzy z Sobikiem mieli możność kontaktu.
Organizacja ZWZ walczyła z wrogiem przeprowadzając dotkliwe dla okupanta sabotaże i działania dywersyjne, a tam, gdzie było to możliwe – akcje zbrojne. Materiały wybuchowe potrzebne do wykonania akcji dostarczane były przez górników z okolicznych kopalń. Wysadzano mosty, tory kolejowe, a w zakładach przemysłowych Rybnika i okolic, gdzie produkowano wyroby dla potrzeb Rzeszy, uszkadzano maszyny. Rybniccy kolejarze przewozili w parowozach do różnych miejscowości materiały wybuchowe oraz broń. Uszkadzali także w przemyślny sposób kolejowe łącza sygnalizacyjne, zwrotnice, szyny i inne urządzenia kolejowe. Na temat akcji przeprowadzanych przez ZWZ/AK w latach 1940-1943 brak jest szczegółowych danych, gdyż cała dokumentacja została zniszczona przez brata Stanisława – Józefa Sobika 11.02.1943 r., kiedy to gestapo aresztowało większość członków organizacji.
Dnia 14.02.1942 r. rozkazem Naczelnego Wodza nastąpiło przemianowanie ZWZ na Armię Krajową. W tym też okresie Rybnicki Inspektorat, jako jeden z czterech w Okręgu Śląskim, funkcjonował bez większych zakłóceń.
Niestety, przez zdrajcę Jana Zientka (członka organizacji) od 11 – 13.02.1943 r. aresztowano około 60 osób – członków ZWZ/AK w Rybniku. W tych też dniach wszyscy byli wstępnie przesłuchiwani na miejscu, w rybnickim gestapo. Nie szczędzono im przy tym bicia, kopania i innych sposobów zadawania bólu. Dnia 12 lutego aresztowana została żona Stanisława Sobika – Zofia. Jej zatrzymanie było zupełnie przypadkowe.
Sposób znęcania się przez gestapowców już w Rybniku nad aresztowanymi wspomina Stefania Kaszubowa na stronie 16 i 17 swego pamiętnika:
„Pokrwawionych i skutych w kajdanki, zawieziono nas do Rybnika do siedziby gestapo (Obecna u. Findera 5). W tym domu była duża piwnica, a wchodząc zobaczyliśmy skutych leżących. Ja jedyna kobieta stałam koło komina. Wszyscy skuci leżeli na ziemi, a co dwie godziny przychodzili gestapowcy i odwracali leżących na drugą stronę, oraz wyprowadzali celem uskuteczniania potrzeb fizjologicznych. Wszyscy tam znajdujący się byli już po wstępnym śledztwie i strasznie pobici. W tej piwnicy było tak ciasno, że gestapowcy chodzili po ciałach leżących, a nawet po głowach. Rozpoznałem p. Sobika, naszego komendanta, p. Kuczatego Stefana oraz wiele naszych członków i znajomych. Gestapowiec stanął na plecach leżącego p. Sobika naszego komendanta, a drugą noga rozmiażdżał mu głowę butem. Po dwóch godzinach, jak odwrócili leżących, to twarz miał zakrwawioną i zabrudzoną ziemią (posadzka – ziemia). P. Kuczatego to już nie poznałam, – był tak spuchnięty z bicia i maltretowania, a tylko jego blond włosy zdradzały tożsamość! Zapytałam się czy to pan Stefan, – skinął głową potwierdzając moje pytanie”.
Przywiezieni do KL Auschwitz, Stanisławowi bardzo zależało na tym, żeby skontaktować się z bratem Józefem, toteż w sprzyjającym momencie przysunął się do Józefa i w pośpiechu wyszeptał: „Nie przyznawaj się do niczego – wszystkiemu zaprzeczaj!”. To było wszystko, co mógł mu na tak krótkim odcinku drogi powiedzieć, gdyż niemal w tej samej chwili czoło kolumny zastygło w bezruchu na głośno wykrzyczane „Halt!” – przed brama główną do obozu.
Poszukując informacje o ZWZ w Rybniku, natrafiłem na książkę pod wiele znaczącym tytułem: „Rybnicki Inspektorat Armii Krajowej”.
Wczytując się strona za stroną w treść tej książki o tak jednoznacznym tytule, ogarniało mnie coraz większe zdziwienie, rozgoryczenie, a w końcu przerażenie! Według ustaleń autora tej książki, w dniach 11 do 13.02.1943 roku, aresztowano w Rybniku zaledwie 6 osób, gdy faktycznie w tych właśnie dniach piwnice budynku Gestapo zapełnione były ponad 60 aresztowanymi członkami ZWZ/AK! Czyż jest to tak nieznaczna różnica?
W dalszej treści książki, jest wręcz kpiną taka sugestia, że aktywnych działaczy ruchu oporu z organizacji ZWZ/AK w Rybniku (w okresie 1940 – 1943) było około 20 osób, gdyż tyle osób wymienia autor z imienia i nazwiska. Czyżby faktycznie tak mało patriotów było w Rybniku? Czyżby mieszkańcy tego miasta przyjmowali zniewolenie i terror okupanta w tak spolegliwy sposób? Jak można upokarzać tych bardzo patriotycznych synów ziemi Rybnickiej, którzy zrzeszeni w ZWZ/AK okazywali wielkie zaangażowanie w organizacjach ruchu oporu i podjęli walkę z tak bezwzględnym hitlerowskim wrogiem! Według wykazu sporządzonego w oparciu o materiały J. Sobika, dr A. Mrowca, dr W. Wieczorka, działaczy ZWZ z samego Rybnika było ponad 120! Skutkiem zaangażowania się w konspiracyjną działalność, wielu rybniczan zostało aresztowanych, osadzonych w obozach koncentracyjnych, tam ginęli natychmiast – przez wyroki skazujące na śmierć, lub umierali powoli, poddani sadystycznym cierpieniom przez oprawców z SS.
Autor książki jak i Zarząd Okręgu Ś.Z.Ż.A.K. w Katowicach z nieznanych mi przyczyn, uczuleni byli na nazwisko Stanisława Sobika, wykluczali Go (z uporem godnym podziwu) z działalności w ZWZ/AK! Posiadam i taką informację, że koledzy autora z macierzystego Koła Ś.Z.Ż.A.K. w Wodzisławiu Śląskim mieli pretensje: „… będąc na miejscu, w Związku („pod ręką”) nie byli pytani, ani zaproszeni do konsultacji swoich własnych wydarzeń, ani nawet wypowiedzi. Większość czytelników wyraża po prostu żal, że jest w ksiażce tyle błędów, bo jest potrzebna, a nie posiada większej wartości dokumentacyjnej.”.
Czyż zbyt wygórowane są wymagania rodzin poległych ZWZ-owców z Rybnika, aby nazwiska tamtych patriotów, na trwale były zapisane w ewidencji i kronikach organizacji kombatanckiej z pod znaku „AK”?
Dla wyróżnienia pamięci o Stanisławie Wolnym, komendancie POP, jedną z ulic w Rybniku nazwano jego nazwiskiem. Podobnie uczczono pamięć komendanta PTOP. O ile ich zasługi w konspiracji były większe, a Sobik oceniany zdecydowanie mniej zasłużenie? Autor książki (o której wspominam powyżej), otrzymał w dowód uznania za „tak niechlujnie opracowane dzieło” – tytuł „Honorowy Obywatel Miasta Rybnika”. Nie może być niestety uhonorowany tak wspaniały działacz konspiracyjnej ZWZ jak Stanisław Sobik, gdyż Władze Rybnika ignorują tą osobę. Gdy zwróciłem się w tej sprawie do Urzędu Miasta w Rybniku, otrzymałem bardzo pokrętną odpowiedź z dnia 20.12.2021 r. jak niżej:.
„Odnośnie uhonorowania Pana Stanisława Sobika chciałbym zwrócić uwagę, iż bez wątpienia na kartach historii naszego miasta swoimi ponadprzeciętnymi postawami obywatelskimi zapisało się wiele osób. Chciałbym Pana zapewnić, że władze Rybnika nie ignorują zasług tych, którzy za walkę o wyzwolenia swojej Małej Ojczyzny – ziemi rybnickiej wiele poświęcili. Mając na uwadze ich ilość nie sposób uhonorować ich wszystkich czy też wskazać tych najważniejszych, nie umniejszając zasług pozostałych. Należy pamiętać o nich oraz ich postawie, która w sposób niezaprzeczalny wpłynęła na kształt naszej historii. Osoby te zajmują zaszczytne miejsce w sercach i umysłach wielu ludzi gwarantując sobie najtrwalszy, przekazywany z pokolenia na pokolenie, pomnik dla ich dokonań – pamięć.”
Bulwersuje takie rozumowanie Pana Prezydenta jak i Władz Rybnika, że Sobik przyrównany jest przez władze Miasta Rybnika jako przeciętna postać. Stanisław Wolny i komendant Alojzy Fojcik „Alek” to coś innego – uzyskali pozytywniejszą ocenę zasług, zaś Stanisław Sobik który przybył z Węgier w 1940 r. by współtworzyć organizację konspiracyjną ZWZ i wejść w nurt walki z hitlerowskim okupantem – zostając przywódcą tej organizacji w Rybniku, zaliczony został do „przeciętniaków”. M. Brzost za bzdury jakie wypisał w swojej książce został uhonorowany „Honorowym Obywatelem Rybnika”. Brawo!!!

Jerzy Klistała
syn Jana, więźnia KL Auschwitz nr ob. 111912 i tam zamordowany.

 Zamieszczone przez o 11:13