kwi 302007
 
Na podstawie pamiętnika Józefa Sobika – późniejszego więźnia kilku obozów koncentracyjnych, opracował Jerzy Klistała).

W ostatnich dniach sierpnia radiowe komunikaty o nasilonym naruszaniu granic przez Niemców nie wróżyły nic dobrego. Matka wraz z dwoma moimi siostrami i ich dziećmi, oraz szwagierka ze swoimi dziećmi, obawiając się działań wojennych w Rybniku, wywiezione zostały przez szwagra Wincentego Chrobota do miejscowości Iłownica koło Bielska. Były przekonane, że w tamtej okolicy będzie spokojniej i bezpieczniej. W domu zostaliśmy więc tylko we trójkę:
ojciec, młodszy brat Alojzy i ja.
Późnym wieczorem 31.08.1939 r. wracałem z kina do domu. Wieczór był bardzo ciepły i wypełniony spokojem. Spokój ten zakłócali jedynie nieco aktywniejsi i ruchliwsi członkowie formacji obrony cywilnej i przeciwlotniczej, w związku z niedawnymi prowokacjami bojówkarzy hitlerowskich w Gotartowicach, Szczygłowicach i Krywałdzie. Zmęczony ciężką, całodniową pracą w warsztacie udałem się na spoczynek i szybko zasnąłem. Obudziłem się jednak wcześniej niż zazwyczaj, gdyż ze snu wyrwał mnie odgłos wystrzałów i głośnych detonacji. Zerwałem się na równe nogi, szybko się ubrałem i wyjrzałem przez okno. Zobaczyłem ludzi uciekających w górę ulicy Wodzisławskiej. Kiedy wybiegłem przed dom, na ulicy było już pusto. W pewnym momencie usłyszałem głośniejszy wybuch. Jak się później dowiedziałem, wtedy właśnie wysadzony został most kolejowy na rzece Nacynie.
W górę ul. Wodzisławskiej, w kierunku szkoły nr 2, maszerowała kompania obywatelskiej formacji Obrony Narodowej. Chcąc sprawdzić, co dzieje się w dalszej części ulicy, pobiegłem Wodzisławską w dół, do Raciborskiej. Niedaleko kościoła Ojców Franciszkanów budowano zaporę przeciwczołgową. Na skrzyżowaniu zobaczyłem, że przy rozgałęzieniu Raciborskiej i Zebrzydowickiej część ulicy przegradzała zbudowana już zapora. Kilku polskich żołnierzy z ciągniętym przez dwa konie działkiem przeciwczołgowym przemieszczało się w kierunku rynku. Wybuchy pocisków i świst kul karabinowych stawały się coraz bliższe i intensywniejsze. Przestraszony tym, co się dzieje, postanowiłem wrócić do domu. Zapora przeciwczołgowa stawiana powyżej kościoła była już gotowa, więc tą częścią drogi nie dało się przejść. Musiałem zawrócić i przejść przez plac przykościelny do ul. Hallera, po czym Wiejską i Wincentego doszedłem wreszcie do budynku, w którym mieszkaliśmy. Po krótkim pobycie w mieszkaniu znowu wyszedłem przed dom. Stała tam już grupka osób równie zaniepokojonych jak ja. Zauważyłem pociski lecące od strony „Maroka” w kierunku szpitala psychiatrycznego. Zobaczyłem też, że czołgi uporały się z zaporą koło kościoła i jadą w górę ulicy, w kierunku szkoły. Ktoś wtedy powiedział, że są to czołgi francuskie, które przyjechały nam, Polakom, na pomoc. Serca nasze zabiły mocniej z radości. W miarę jednak ich zbliżania się nastąpiło rozczarowanie. Były to czołgi niemieckie, szybko więc rozbiegliśmy się do domów. W pobliżu szkoły, gdzie zapora była masywniejsza niż koło kościoła, jedna z maszyn unieruchomiona została celnym strzałem.

Około godziny dziewiątej poszedłem ponownie na skrzyżowanie z Raciborską. Była tam już część niemieckiej dywizji pancernej. Wokół szwargocących żołnierzy i oficerów niemieckich zgromadzili się miejscowi Niemcy, przeważnie przedwojenni kupcy. Z wielką usłużnością znosili „zabiedzonym” żołnierzom żywność. Wśród tych nadgorliwców wyróżniali się m. in. rzeźnik J. Gomola, B. Nowak, P. Zimoń, P. Paluch. Prawdopodobnie użalali się przy okazji, jak źle było im pod rządami Polaków.Nie było wtedy jeszcze zakazu poruszania się, więc poszedłem na rynek. Oczom moim ukazał się bardzo przykry widok – na każdym z przylegających do rynku budynków, z okien ich górnych pięter lub z dachów, powiewały hitlerowskie flagi. W Hotelu Polskim urządziła się wojskowa komendantura. Skrzyżowania ulic obsadzone zostały niemieckimi żołnierzami z karabinami maszynowymi. Renegatów łatwo można było poznać po cywilnych ubraniach z opaskami ze swastyką na rękawach. Wierzyć się nie chciało, ilu poważanych obywateli Rybnika manifestowało teraz swoją sympatię dla Hitlera, jak szybko zamienili polską mowę na niemiecką. Na ulicy Hallera miejscowi wywrotowcy wywiesili transparent z napisem: „Dziękujemy naszemu wodzowi, który nas z wielkiej nędzy wybawił”.

Przez kilka pierwszych dni okupacji sklepy i zakłady pracy były zamknięte. Polacy, którzy przezornie wyjechali poza okolice Rybnika – jak moja matka, siostry i szwagierka – wracali już do swoich domów. Wielu z nich było przerażonych wprowadzonymi zmianami. W poszczególnych dzielnicach miasta. Niemcy utworzyli Ortsgrupy – sekretariaty dzielnicowe NSDAP. Rozpoczęły się aresztowania. Ze szczególną gorliwością zamykano byłych powstańców śląskich i inteligencję rybnicką.
Mój brat, Stanisław, ewakuowany został wraz z innymi pracownikami poczty na Węgry. Wrócił jednak, kiedy żona wysłała do niego listy z prośbą o powrót do domu. Mój drugi brat, Ludwik, służył w polskim wojsku. Po rozbiciu jego oddziału także i on powrócił do domu.
Niedługo po rozpoczęciu urzędowania władzy niemieckiej wezwani zostaliśmy wraz z innymi mieszkańcami naszej ulicy do szkoły nr 2, aby się zarejestrować. Rejestracji towarzyszyła tzw. palcówka (Fingerabdruck). W wypełnianym przez nas formularzu napisaliśmy, że jesteśmy Polakami, a naszym macierzystym językiem jest polski. Gdy Staszkowi zwrócono uwagę na to, że jest Ślązakiem – a więc Niemcem, odpowiedział: „Jeżeli murzyn jest czarny, to nie może mówić, że jest biały”. Po kilku latach, kiedy znalazł się w KL Auschwitz, Gestapo przypomniało mu na przesłuchaniu te słowa.
W czasie okupacji pracowałem nadal w kuźni ojca. Na szczęście Niemcy nie zabrali ojcu warsztatu, chociaż mieli taki zamiar. Polacy musieli oddać służbom okupanta swoje radia. Za posiadanie radioodbiornika bez zezwolenia i słuchanie zagranicznych stacji Niemcy grozili śmiercią. Mieszkania pozostawione przez Polaków, którzy nie wrócili z ewakuacji, zostały przez Niemców opieczętowane, a następnie ograbione z najbardziej wartościowych rzeczy. Z czasem wprowadzały się do nich niemieckie rodziny. Najwięcej takich mieszkań okradł handlarz meblami L. Damis. Inny renegat, kupiec Larisch, przywłaszczył sobie duży sklep po J. Wilczyńskim.
Terror władz okupacyjnych odczuwalny był na każdym kroku. Gdy jednostki SA maszerowały z hitlerowską flagą, a któryś ze stojących obok cywilów nie podniósł ręki w oznaczającym pozdrowienie hitlerowskie geście „Heil”, natychmiast był bity po twarzy przez funkcjonariuszy SA. Szczególnie gorliwi byli w tym Krakowczyk i Grabmeier. Pamiętam to tak dobrze, gdyż sam w takich właśnie okolicznościach dostałem w twarz od Grabmeiera.
Kiedy wprowadzono zakaz rozmawiania po polsku, niemieccy kupcy powywieszali w swoich sklepach tabliczki z napisem: „Tutaj obowiązuje tylko język niemiecki”. Niektórzy nadgorliwcy, jak np. Sladky, Mandrela, Larisch, Paluch, Sobczyk, Sodoman, Zimoń, Weigeman i wielu im podobnych, zakazywali pracownikom swoich sklepów i restauracji obsługiwać klientów, którzy rozmawiali po polsku, a nawet kazali takie osoby wyrzucać z lokalu.
kwi 282007
 
Zapraszamy wszystkie osoby chętne  do pomocy przy rewitalizacji obiektu na Wawoku na spotkanie, które odbędzie się 1 maja w godzinach 10.00-11.00 przy obiekcie na ulicy Szczygłów. Będzie to spotkanie informacyjne. Obecna będzie praktycznie cała ekipa redaktorska „Zapomnianego Rybnika”. Można będzie porozmawiać na tematy nie tylko związane ze schronem.
schron_stary_320
kwi 252007
 
Jego los – los wspaniałego patrioty i zaangażowanego konspiratora w szeregach ZWZ/AK, w porównaniu z dziejami innych aresztowanych i więzionych w obozach, jest spotęgowaną tragedią. Olbrzymie wzruszenie wywołuje poszarzała, odręcznie zapisana kartka papieru, na której ojciec moich serdecznych przyjaciół, zawiadamia rodzinę
Franciszek Ogon

Franciszek Ogon

Gusen, dnia 23 V 1945 r.Najdroższa Żono i Kochane Dzieci!Z największą radością mogę Wam zakomunikować, że zostaliśmy w dniu 5.5. przez Amerykanów z niewoli niemieckiej wyswobodzeni. Powodzi mi się dobrze i spodziewam się w najbliższym czasie do Was powrócić. Ciekaw jestem, jak się Wam powodzi, i czy jesteście wszyscy przy życiu. Tęsknota za Wami jest bardzo duża i chciałbym jak najprędzej Was uściskać i mocno ucałować. Przesyłam dla wszystkich najserdeczniejsze pozdrowienia, zaś Ciebie najdroższa Marysiu i drogie dzieci ściskam i całuję tysiąc razy. Wasz za Wami stęskniony i kochający

Franek

Niestety kilkanaście dni po napisaniu tej kartki – 17.06.1945 r. – Franciszek Ogon umiera w Gusen ze skrajnego wycieńczenia…

Nasuwa się refleksja, iż nie do zrozumienia jest to, że człowiek, który przeżył piekło KL Auschwitz, przeżył ewakuację w marszu śmierci, przeżył udręczenia i cierpienia w tak ciężkich obozach na terenie Austrii jak KL Melk i KL Gusen, doczekał się wyzwolenia… – a do ukochanej rodziny nie powrócił!

Urodził się 10.09.1907 r. w Rybniku jako syn Franciszka i Marianny. Po ukończeniu szkoły średniej został urzędnikiem w magistracie w Rybniku. Pracował tam do roku 1939.Niestety nie żyją już osoby, które mogłyby przekazać o Franciszku Ogonie więcej informacji z tamtego okresu. Od nielicznych żyjących  dowiedziałem się tylko tyle, że był człowiekiem bardzo inteligentnym i przedsiębiorczym. Chyba przez wrodzoną operatywność wynajął w 1938 r. lokal przy ul. Sobieskiego 20 – obok wspaniałego przedwojennego domu handlowego Beygów – i otworzył tam sklep papierniczo-księgarski. Do roku 1939 sklep ten prowadziła jego żona Maria, zaś on pomagał jej w sprawach zaopatrzeniowych.Gdy rozpoczęła się okupacja hitlerowska, został bez pracy. O zatrudnieniu w niemieckim urzędzie miejskim mowy być nie mogło, więc przejął prowadzenie sklepu – odciążając od tego obozku żonę. Żona pracowała w sklepie tylko wtedy, gdy mąż wyjeżdżał po towar.

Franciszek Ogon z małżonką przed ich sklepem.

Franciszek Ogon z małżonką przed ich sklepem.

Podobnie jak wielu patriotów ziemi rybnickiej, od pierwszych dni okupacji zaangażował się czynnie w konspiracyjną walkę z okupantem. W porozumieniu z kierownictwem ZWZ urządził w swoim sklepie – usytuowanym w centrum miasta – punkt kontaktowy organizacji. Było to bardzo dogodne miejsce, gdyż przychodziły tam po zakupy osoby różnej płci i wieku, Niemcy i Polacy (artykuły papiernicze czy książki niemieckie mieli prawo kupować i jedni, i drudzy). Kurierzy organizacji ZWZ nie różnili się wyglądem od innych kupujących, toteż mogli nie narażając się na jakiekolwiek podejrzenia przekazywać meldunki i rozkazy. Do sklepu przynosili zaszyfrowane informacje, stąd też zabierali je dla poszczególnych członków lub grup organizacyjnych. W przemyślny sposób zabezpieczono się przed ewentualną dekonspiracją. Ustalono bowiem, że – w razie zastawienia przez Niemców pułapki w sklepie – sygnałem ostrzegawczym będzie umieszczona w oknie wystawowym mapa lub globus z widoczną częścią Afryki. Nie mogło to budzić podejrzeń u hitlerowskich funkcjonariuszy, gdyż na kontynencie tym Niemcy także prowadzili działania wojenne.Punkt kontaktowy w księgarni funkcjonował sprawnie niemal od początku działania ZWZ w Rybniku aż do końca 1942 r. Wtedy to – w wyniku zdrady Jana Zientka – Gestapo dowiedziało się o jego istnieniu. Niemcy postanowili aresztować właściciela sklepu, jednak ktoś życzliwie nastawiony do Franciszka Ogona uprzedził go o planach Gestapo. Punkt kontaktowy został natychmiast zlikwidowany. Prowadzeniem sklepu zajęła się żona Maria, zaś Franciszek zniknął z Rybnika. Wyjechał do Brennej, gdzie ukryła go w swym domu rodzina Holeksów, a z którą od czasów przedwojennych utrzymywał bliską znajomość. Dodam przy okazji, że Brenna – mała wioska w Beskidzie Śląskim – była już przed wojną bardzo popularnym miejscem wypoczynku rybniczan. W czasie okupacji miejscowość ta dała schronienie wielu działaczom konspiracyjnych grup ruchu oporu oraz partyzantom z Rybnika i jego okolic, a przede wszystkim – z Podbeskidzia.Gestapo poszukiwało Franciszka z wielką determinacją, ale bez powodzenia. W mieszkaniu Ogonów zorganizowano więc tzw. „kocioł”. Gestapowcy przebywali tam kilka dni i nocy. Jedynie dzieci mogły wychodzić po zakupy spożywcze. Wtedy to zupełnie przypadkowo aresztowany został Hieronim Kolonko, który nie był członkiem ZWZ/AK. Był z zawodu ślusarzem i jeszcze przed ucieczką Franciszka Ogona umówił się z nim, że naprawi w jego mieszkaniu zamek w drzwiach. Gdy zjawił się u Ogonów, gestapowcy uznali go za członka organizacji lub łącznika Franciszka z rodziną. Nie pomogły tłumaczenia, że jest ślusarzem i przyszedł naprawić zamek. Kolonkę aresztowano, odwieziono na Gestapo i razem z pozostałymi aresztowanymi w dniach 11-13.02.1943 r. wywieziono do KL Auschwitz.

Gestapowcy, nie mogąc wpaść na trop Franciszka Ogona, próbowali zastosować pułapkę psychologiczną. Rozgłosili informację, że jeżeli sam nie stawi się na Gestapo, wywiozą jego żonę oraz dzieci do KL Auschwitz. Dopiero jednak 11 lub 12.02.1943 r. udało im się aresztować Ogona. Najprawdopodobniej Zientek zdobył w jakiś sposób informację o miejscu jego pobytu i przekazał ją gestapowcom. Aresztowali go w Brennej – w domu Holeksów. Stamtąd przewieziony został do siedziby rybnickiego Gestapo.Dnia 13.02.1943 r. wywieziony został transportem zbiorowym do KL Auschwitz. Rozpoczął tam swoją golgotę tak jak pozostali aresztowani z Rybnika – od bloku nr 2 i baraku Wydziału Politycznego. Podczas przesłuchań gestapowcy wyżywali się na nim brutalnie w odwet za problemy, jakie im stworzył ukrywając się tak długo. Gestapo posiadało jednoznaczne informacje o roli, jaką Franciszek Ogon spełniał w ZWZ/AK. On jednak wypierał się czynów, jakie mu zarzucano, i trzymał się linii obrony, którą zalecał Stanisław Sobik. Dnia 9,03.1943 r. przekazany został wraz z Sobikiem i kilkoma innymi aresztowanymi na pobyt w obozie. Procedurę przyjęcia rozpoczął od bloku 26, gdzie wydano mu obozowy pasiak, ostrzyżono głowę, zrobiono zdjęcie w trzech pozycjach, wpisano do obozowej kartoteki i wytatuowano numer obozowy na lewym przedramieniu. Od tego momentu stał się „häftlingiem” nr 107466.
Zdjęcie Franciszka Ogona z Oświęcimia.

Zdjęcie Franciszka Ogona z Oświęcimia.

Z informacji udzielonej przez współwięźnia, można się dowiedzieć, że przebywając w bloku nr 3a Franciszek pracował w paczkarni obozowej (Paketstelle), mieszczącej się w drewnianym baraku między blokami 25 i 26. W magazynie tym przyjmowane były przesyłki od rodzin dla więźniów. Pod nadzorem esesmanów kontrolowano tam skrupulatnie ich zawartość i sprawdzano, czy nie znajdują się w nich niedozwolone przedmioty lub alkohol. Dopiero potem dostarczano paczki więźniom, dla których były przeznaczone. Warunki pracy w tym komandzie były dość dobre – można było zorganizować dodatkową żywność dla siebie i współwięźniów.Rodzina Franciszka Ogona udostępniła mi listy pisane przez niego z obozu, lecz przedstawiam fragment jednego z nich …. wyrażający uczucia do żony i dzieci, a tego na szczęście nie zabraniała pisać obozowa cenzura. Niestety, na małym obowiązującym arkuszu listowym, niewiele można było zmieścić…Auschwitz, 20.06.43

[…] Kochane Dzieci! Bardzo mnie cieszy, że także Wy napisaliście kilka linijek, piszcie zawsze. Bardzo za Wami tęsknię, te kilka linijek uśmierza moją tęsknotę. Ciągle o Was myślę, moi kochani, oby Bóg sprawił, abyśmy wkrótce znów byli razem. Uspokaja mnie to, że mam tak dzielną i odważną żonę, jak Ty, kochana Mario, i za to wdzięczny jestem Bogu. […]

W czwartym kwartale 1944 r. esesmani opracowali plany ewakuacji więźniów w pieszych kolumnach. Wprawdzie transporty ewakuacyjne z KL Birkenau do obozów i podobozów na terenie Niemiec i Austrii wysyłane były już od połowy 1944 r., jednak gdy wojska radzieckie zbliżyły się do Krakowa, władze obozowe zadecydowały o ewakuacji więźniów także z obozu macierzystego. Zadbano również o zlikwidowanie – przy pomocy więźniów – dowodów obciążających Niemców, a więc obiektów, w których dokonywano ludobójstwa oraz dokumentacji obozowej.

Franciszek Ogon doczekał ostatnich chwil funkcjonowania fabryki śmierci w Oświęcimiu, ale nie był to koniec obozowego koszmaru – więźniów czekał jeszcze „marsz śmierci”. Ogon wychodził z KL Auschwitz w transporcie zbiorowym 18.01.1945 r., w tej samej – ostatniej – grupie więźniów, z którą obóz opuszczał jego znajomy z rybnickiego ZWZ/AK, Karol Miczajka. Na jego właśnie relacjach opieram poniższy opis marszu.

Około godziny 1.00 w nocy kolumna opuściła obóz. Kiedy więźniowie znaleźli się już za bramą obozową, uświadomili sobie, jak ciężkie będą warunki marszu w 20 stopniowym mrozie. Byli umęczeni wyczerpującą pracą, a do tego dochodził jeszcze głód, cóż bowiem znaczył dla tak wycieńczonych organizmów suchy prowiant, który otrzymali na drogę – bochenek obozowego chleba i około 300 gr margaryny na osobę. Trasa marszu do Wodzisławia Śląskiego wiodła przez Rajsko, Brzeszcze, Górę, Miedźną, Ćwiklice, Pszczynę, Porębę, Brzeźce, Studziankę, Pawłowice, Jastrzębie Górne, Jastrzębie Zdrój i Mszanę. Kolumna eskortowana była przez dobrze uzbrojonych esesmanów, którym towarzyszyły stale ujadające psy. Co chwilę słychać było odgłosy strzałów z karabinów. Więźniów, którzy nie nadążali za kolumną lub próbowali uciekać, esesmani od razu zabijali. Ich ciała zostawiano na poboczu drogi – tam, gdzie zostali zamordowani. Nic więc nie wstrzymywało hitlerowców od morderczych przyzwyczajeń, nadal bez skrupułów uśmiercali więźniów. Kto chciał przeżyć, musiał iść – o głodzie, bez względu na mróz i na stan zdrowia…

Esesmani widzieli, że więźniowie nie są w stanie iść bez przerwy, dlatego za Pszczyną, w miejscowości Poręba, zorganizowano nocleg. Cała kolumna liczyła około 2500 więźniów, więc tylko części z nich udało się znaleźć schronienie w stodole i w szopie miejscowego folwarku. Nie znaczy to jednak, że mróz w tych pomieszczeniach był mniej dokuczliwy. Karol Miczajka wspominał, że mocno przytuleni do siebie i z dachem nad głową byli w lepszej sytuacji od więźniów nocujących pod gołym niebem, mimo to wielu z nich – zarówno tych pod dachem, jak i na dworze – nie dożyło świtu.

Wczesnym rankiem 20 stycznia więźniowie wyruszyli w dalszą drogę. Po całodziennym marszu dotarli do drugiego miejsca noclegu w Jastrzębiu Zdroju. Podobnie jak pierwszej nocy, część więźniów znalazła schronienie w różnych pomieszczeniach gospodarczych przy folwarku, a część nocowała pod gołym niebem. Także tutaj wielu więźniów nie przeżyło nocy – zamarzali i umierali z wycieńczenia. Karolowi Miczajce przypadło podczas tych noclegów spać wraz z kilkoma innymi więźniami na gnojowisku obok folwarku. Leżeli przytuleni do siebie, a od dołu ogrzewał ich gnój. Było im na tyle ciepło, że Miczajka wspominał tę noc jako najprzyjemniejszą od momentu aresztowania!

Marsz z Jastrzębia do Wodzisławia Śląskiego odbywał się na odcinku zaledwie dziesięciu kilometrów, ale była to najtrudniejsza część drogi. Jak podają niektóre publikacje, po przejściu kolumny na tym tylko odcinku doliczono się 74 zastrzelonych więźniów. Do Wodzisławia dotarli około południa. Kolumnę zaprowadzono bezpośrednio na stację kolejową, gdzie załadowano więźniów do węglarek. Na jeden wagon przypadało około 100 osób.

W Wodzisławiu doszło do spotkania Franciszka Ogona z żoną. O jego przybyciu powiadomiła Marię Ogon siostra – Marta Piechaczek, która pracowała w czasie okupacji na stacji kolejowej w Rybniku, ale często przebywała służbowo w Wodzisławiu. Maria pojechała do Wodzisławia z synami Zbigniewem i Wenantym. Najmłodszy syn, Andrzej, został w domu – był bardzo chorowity, a troskliwa matka obawiała się, że na takim mrozie zdrowie malca może ulec pogorszeniu.

Maria Ogon zabrała ze sobą większą sumę pieniędzy na wypadek, gdyby zaszła możliwość przekupienia któregoś z esesmanów pilnujących więźniów i zwolnienia męża z dalszego transportu. W Wodzisławiu udało jej się przekupić czymś do jedzenia jednego z wartowników, dzięki czemu mogła zobaczyć się i porozmawiać z mężem. Maria wyjawiła Franciszkowi chęć przekupienia któregoś z esesmanów, by w ten sposób załatwić jego uwolnienie od dalszej ewakuacji. Ogon znał jednak dobrze mentalność niemieckich oprawców, odwiódł żonę od tego planu. Przekonywał ją, że wojna się kończy i nie ma sensu przekupywania kogokolwiek, można bowiem trafić na fanatyka i tylko pogorszyć sytuację. Jak się później okazało, ta krótka rozmowa małżonków – pierwsza po prawie dwóch latach – była też ich ostatnią.

Dnia 21.01.1945 r. około godziny 16.00 pociąg załadowany więźniami wyruszył z Wodzisławia w stronę Chałupek-Bogumina, a 26 stycznia dojechał do obozu KL Mauthausen w Górnej Austrii, w pobliżu miasta Linz.

W Mauthausen Franciszek Ogon przebywał tylko trzy dni na kwarantannie, trwającej w innych obozach znacznie dłużej. Otrzymał numer obozowy 118151, ale już nie wytatuowano mu go na ręce – wybity był na metalowej blaszce przymocowanej do kawałka drutu. Tak prymitywnie wykonana bransoletka musiała być noszona na przegubie ręki. Po trzech dniach wielu więźniów, w tym także Franciszka Ogona i Karola Miczajkę, ewakuowano do podobozu w Melk. Tam jednak zostali rozdzieleni – Ogon pozostał w KL Melk, natomiast Miczajkę przetransportowano do podobozu w Ebensee.

Trudno ustalić, jakie były dalsze losy Ogona w KL Melk – gdzie pracował i w jakich warunkach przebywał – gdyż nie udało mi się niestety dotrzeć do bezpośrednich świadków. Wiadomo jednak, że znajdował się między tymi, którzy przetrwali w ciężkich warunkach obozowej egzystencji. Wyzwolony cieszył się z przeżycia i bardzo tęsknił do domu – do żony i dzieci. Przez więźnia, który natychmiast po odzyskaniu wolności wracał w strony leżące niedaleko Rybnika, przesłał do żony list pełen optymizmu i radości z rychłego powrotu do domu. List ten zacytowałem na początku rozdziału. Niestety organizm Franciszka Ogona, skrajnie wycieńczony głodowaniem i ciężką pracą, nie wytrzymał. Franciszek znalazł się wśród tych, którzy zmarli z wyczerpania tuż po wyzwoleniu, nie zobaczywszy swych bliskich…

kwi 232007
 
Moja przykra refleksja…! „…że będę wiernie i nieugięcie stał na straży honoru Polski, a o wyzwolenie jej z niewoli walczyć będę ze wszystkich sił moich, aż do ofiary mego życia.”Tekst przysięgi z której pochodzą wymienione fragmenty, potraktowało w okresie okupacji hitlerowskiej (1940 – 1945) wielu patriotów z Rybnika, – zrzeszonych w organizacji ZWZ/AK. Niezrozumiałe wobec powyższego są fakty, że w wyzwolonej Polsce, o którą owi patrioci walczyli i za którą oddali życie, wspomina się o Nich wyjątkowo skromnie. Poruszam ten temat po ponad 65 latach, gdyż wydawało mi się, że opracowywane są odpowiednie materiały na ten temat, dokonane są pisemne rozprawy o charakterze historycznym, tymczasem – rybniczanie o których się upominam, jakby nie istnieli dla powojennych organizacji kombatanckich w tym tak że (niestety) Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej.
O działalności osób zrzeszonych w ZWZ z Rybnika, są skromne informacje, w broszurze dr Alfonsa Mrowca[1] pt. „Z dziejów okupacji hitlerowskiej w Rybnickiem”.We wstępie do tego opracowania, autor zamieszcza takie oto zastrzeżenie: „Niniejsza rozprawka jest pierwszą próbą ujęcia popularno – naukowego okresu okupacji hitlerowskiej na Ziemi Rybnickiej, stanowiącej dzisiaj powiaty rybnicki i wodzisławski. Jej celem jest ogólne przedstawienie cierpień rybnickich Polaków, doznanych ze strony okupanta hitlerowskiego i miejscowych Volksdetschów – z jednej strony, a z drugiej wydobycie różnych momentów udziału Rybniczan w walce o wyzwolenie naszej Ojczyzny. Udział ten obejmuje zarówno Rybniczan, którzy na miejscu tworzyli tajne polskie organizacje i w nich pracowali przeciwko okupantowi, jak i tych Rybniczan, którzy bili się z Wehrmachtem na różnych frontach drugiej wojny światowej. Z góry zakreślone ramy szkicu nie pozwoliły autorowi na wyczerpujące przedstawienie poruszanego zagadnienia”. Zaznaczam!!!, – broszura ta wydana została w 1958 roku, a więc kiedy obowiązywała cenzura informacji o charakterze politycznym przez Urząd Bezpieczeństwa (UB)! W treści broszury na stronie 24 można odczytać takie oto zdanie: „Po aresztowaniu głównych działaczy Polskiej Organizacji Powstańczej na terenie Rybnika działaly konspiracyjne drobne grupki. Stanisław Sobik (Ur. 21.9.1911), wychowanek rybnickiego gimnazjum, organizuje Związek Walki Zbrojnej (październik 1940), utrzymując ścisły kontakt z Katowicami i Warszawą przez kuriera Pawła Jaszka z Rybnika. Organizacja miała charakter wojskowy, dzieliła się na kompanie, plutony i drużyny.”. Podobną informację na ten temat znalazłem w książce: „Rybnik – Zarys dziejów miasta od czasów najdawniejszych do 1980 roku” na str. 243, a autorem tego opracowania jest dr Wacław Wieczorek, autor wielu artykułów o tematyce historycznej z regionu rybnicko – wodzisławskiego! Odczuwając niedosyt wiadomości, jakie odnalazłem w w/w publikacjach, zabrałem się za gromadzenie dokumentacji o wydarzeniach z okresu 1939 do 1943 roku. Przeprowadziłem rozmowy z byłymi więźniami (należącymi w przeszłości do ZWZ/AK), – a będącym uczestnikami tamtych okupacyjnych wydarzeń. Nagrałem te rozmowy na kasety magnetofonowe. Na podstawie takich materiałów, usystematyzowałem ciąg okupacyjnych wydarzeń. Rupert Urla przekazał mi sporo szczegółów o zdrajcy Janie Zientku, oraz istotne dla mnie informacje, jak ojciec żył przez 3,5 miesiąca w obozie – w KL Auschwitz, do dnia rozstrzelania, czyli 25 czerwca 1943 roku. Jeżeli jednak znajdowałem wytłumaczenie, że ojciec jako „szeregowy” członek mógł zostać „zagubiony” w ewidencji AK, to zupełnie niezrozumiałe jest pominięcie tak wspaniałej postaci jak Stanisław Sobik, o którym z wyjątkowo wielkim szacunkiem wypowiadało się wielu moich rozmówców. Mgr Karol Miczajka, Józef Sobik, Rupert Urla, Alojzy Fros, (żyjący świadkowie tamtych wydarzeń), przekazali mi informacje o przywódczej roli Stanisława w ZWZ/AK. Od Józefa Sobika otrzymałem pamiętnik, napisany po powrocie z poniewierek w kilku obozach koncentracyjnych. Do pamiętnika załączone były wykazy byłych członków ZWZ/AK. Konspiracyjne zebrania organizacji, odbywały się między innymi w kuźni ojca Stanisława i Józefa Sobików, i to właśnie Józef wpuszczał na zebrania członków organizacji. Znał te osoby z nazwiska i rozpoznawał po wyglądzie. Korzystając z wykazów Józefa Sobika, z książki dr Alfonsa Mrowca i opracowania dr Wacława Wieczorka, sporządziłem wykaz byłych członków ZWZ/AK z Rybnika. Jest tych nazwisk ponad 120, co oczywiście nie zamyka faktycznej ilości osób zrzeszonych w tej organizacji. Józef Sobik wskazał mi ważny fragment w książce dr Józefa Musioła pt.: „Ślązacy”, gdzie na stronie 273 jest długi opis poświęcony osobie Rafała Sitka z Jastrzębia Górnego, dzielącego los (w 1939 r.) z osobą Stanisława Sobika – wymienionego przez Sitka z imienia i nazwiska! (Fragmenty z tej książki przedstawiam w dalszej treści). Poszukując stale informacji o ZWZ z Rybnika, natrafiłem na książkę mgr M. Brzosta pod znamiennym tytułem: „Rybnicki Inspektorat Armii Krajowej”. Wczytując się strona za stroną w treść książki o tak jednoznacznym tytule, ogarniało mnie coraz większe zdziwienie, rozgoryczenie, a w końcu przerażenie! Zaznaczam, – doceniam trud i zaangażowanie autora opisującego działalność AK poza Rybnikiem – w Jastrzębiu, Wodzisławiu Śl., Żorach, Pszczynie, Raciborzu, na Zaolziu itd., ale wyjątkowo skromnie odniósł się autor do informacji o organizacji i członkach ZWZ/AK z Rybnika! Jest w książce wiele przekłamań. Według M.Brzosta, w dniach 11 do 13 lutego 1943 roku, aresztowano w Rybniku zaledwie 6 osób, gdy faktycznie w tych właśnie dniach piwnice budynku Gestapo zapełnione były około 60 aresztowanymi członkami ZWZ/AK! Czyż jest to tak nieznaczna różnica? W dalszej treści książki, jest wręcz kpiną taka sugestia, że aktywnych działaczy ruchu oporu z organizacji ZWZ/AK w Rybniku (w okresie 1940 – 1943) było około 20 osób, gdyż mniej więcej tyle osób wymienia autor z imienia i nazwiska. Czyżby faktycznie tak mało patriotów było w Rybniku? Czyżby mieszkańcy tego miasta przyjmowali zniewolenie i terror okupanta w tak spolegliwy sposób? Jak można upokarzać tych bardzo patriotycznych synów ziemi Rybnickiej, którzy zrzeszeni w ZWZ/AK okazywali wielkie zaangażowanie w organizacjach ruchu oporu i podjęli walkę z tak bezwzględnym hitlerowskim wrogiem! Według wykazu sporządzonego w oparciu o materiały J. Sobika, dr A. Mrowca, dr W. Wieczorka, działaczy ZWZ z samego Rybnika było ponad 120! Skutkiem zaangażowania się w konspiracyjną działalność, wielu rybniczan zostało aresztowanych, osadzonych w obozach koncentracyjnych, tam ginęli natychmiast – przez wyroki skazujące na śmierć, lub umierali powoli, poddani sadystycznym cierpieniom przez oprawców z SS. Zwróciłem się dnia 2.03.1999 roku z pytaniem do Zarządu Okręgu Ś.Z.Ż.A.K. w Katowicach, dlaczego dopuszczono do zniekształcenia wydarzeń o znaczeniu historycznym z okresu okupacji w Rybniku, sądząc, że to właśnie ta organizacja powinna być zainteresowana „uporządkowaniem” nieprawidłowości – dotyczącymi AK. Zarząd Okręgu nie wykazał zainteresowania sprawą, – przesłał mój list z opisanymi zastrzeżeniami do mgr M. Brzosta. Wymieniliśmy z M. Brzostem po dwa listy, lecz doszedłem do przykrego wniosku, że daremne jest przekonywanie autora książki o zebranych przeze mnie faktach, gdyż trwał On przy swojej wersji wydarzeń, ja zaś przy swoich faktach. Odniosłem wrażenie, że tak M. Brzost jak i Zarząd Okręgu są z nieznanych mi przyczyn, uczuleni na nazwisko Stanisława Sobika, wykluczają Go (z uporem godnym podziwu) z działalności w ZWZ/AK! Otrzymałem takie oto dziwne propozycje M. Brzosta: „Zachęcam Sz. Pana do napisania monografii Polskiej Organizacji Powstańczej. Była to organizacja niezależna od ZWZ i aresztowania spowodowane przez zdrajcę Jana Zientka nie wpłynęły na działalność ZWZ w Rybnickiem, natomiast rozbiły POP. Dopiero z resztek POP Inspektorat podjął prace nad zorganizowaniem obwodu AK w Rybniku. Spowodowało to tak ścisłe zakonspirowanie, że do dziś nie można ustalić, kto był dowódcą obwodu.”. Autor ma problemy z ustaleniem kto zorganizował ZWZ – z „resztek POP”, ale nie może być tą osoba Stanisław Sobik – dlaczego? Wobec wyjątkowo dziwnego zachowywania się Zarządu Okręgu Ś.Z.Ż.A.K. w Katowicach, przedstawiam jak niżej, – dowody świadczące o fizycznej i organizacyjnej przynależności Stanisława Sobika do ZWZ/AK: 1 „Zaświadczenie – Niniejszym zaświadczamy, że Ob. Sobik Stanisław, urodz. dnia 21.9.1911 r. zam. ostatnio w Rybniku pracował w tajnej organizacji pod nazwą „Związek Walki Zbrojnej” na terenie powiatu rybnickiego i za działalność tą został aresztowany przez Gestapo i osadzony w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, gdzie zmarł 25.6.1943 r. Oświadczenie to składamy w miejsce przysięgi. Rybnik, dnia 18 września 1948 r. Podpis Miczajka Henryk, Rybnik ul. Dr. Różańskiego 31a. Podpis Kuczaty Stefan, Rybnik ul. Hallera 28” Pod podpisami: „Repertorium notarialne numer 2276/48, pieczęć notariusza i pieczęć STAROSTWO POWIATOWE RYBNICKIE”. 2 Fragmenty listu Pawła Musiolika z Norwegii (byłego członka ZWZ/AK) – do Danuty Mikuszowej (byłej więźniarki Birkenau i także członka ZWZ/AK), gdzie zapisane są zdania – dotyczące Stanisława Sobika: „W Krakowie była silna grupa ludzi z Rybnika i okolicy, kolejarze, studenci i inni zagrożeni aresztowaniem na Śląsku. Tej grupie Rybniczan przewodził narzeczony mej siostry Fr. Pluta prezes korporacji Akademickiej „Odra” skupiająca i działająca w terenie. Śp. Franciszek Pluta pracował na stacji kolejowej w Krakowie. Tutaj też pracował konfident Jan Zientek, który należał do ZWZ w Rybniku. Przed wojną do września 1939 r. pracował w Rybniku jako zawiadowca odcinka sygnałowego, oddział Rybnik w stopniu asesora. Po wojnie nadal pracował na kolei w okresie 1942 – 43 jako zawiadowca stacji kol. Rybnik należał też do organizacji ZWZ w Rybniku. W tym to okresie komendantem ZWZ w Rybniku i okolicy był śp. Stanisław Sobik także pracownik kolejowy na stacji Rybnik. Śp. St. Sobik także w ramach swoich możliwości wyjeżdżał w celach organizacyjnych i kontaktów do Katowic i Krakowa. W tych wyjazdach często towarzyszył renegat J. Zientek, który chyba jesienią 1942 byli razem na Kalwaryjskiej. Były to kontakty z grupą Rybniczan w Krakowie. Zientek jak z tego wynika odgrywał podwójną rolę Kraków – Rybnik, to też zakres jego działalności, tym bardziej że śp. Stanisław Sobik Bogu ducha winien, nie wiedząc że z renegatem zdrajcą Zientkiem odwiedza Rybniczan, co spowodowało później ogromne straty. Aresztowano bodajże równocześnie grupy w Rybniku i Krakowie gdzieś 10 – 11 lutego 1943 r. W Rybniku aresztowano około 120 osób i przywieziono na badania na oddział polityczny do Oświęcimia, gdzie poddano ich okrutnemu śledztwu. W połowie stycznia mieliśmy razem z Rawskim spotkania z Zientkiem chodziło o wyrobienie dowodów kolejowych, dla Rawskiego i dla mnie jako pracowników kolejowych daliśmy do tych przyszłych legitymacji swoje zdjęcia które później widzieliśmy w rękach gestapo, co utwierdzało mnie o roli Zientka jako agencie gestapo ”. 3 O przynależności i działalności w ZWZ/AK Stanisława Sobika wypowiadali się jednoznacznie: Karol Miczajka, Józef Sobik, Rupert Urla, Alojzy Fros, Franciszek Kożdoń. M. Brzost nie był zainteresowany rozmową z tymi osobami (jak ja to robiłem kilkakrotnie), a mogli Mu przekazać szczegółowe informacje o tej organizacji i jej członkach. 4 Co zaś do sugestii M. Brzosta dotyczącej POP – poprzekręcał (delikatnie mówiąc) pewne fakty. Organizacja ta powstała w listopadzie 1939 roku, a zdekonspirowana została w kwietniu 1940 roku, i nie przez Jana Zientka! Pisze o tym w broszurze dr A. Mrowiec, a z materiałów jego korzystał M. Brzost i nie wiadomo, dlaczego zapisu tego nie chciał zauważyć? Pisał o tym dr W. Wieczorek w książce „Rybnik – Zarys dziejów ….” (pełny tytuł podałem wcześniej). Nie mógł Stanisław Sobik być aktywnym członkiem Polskiej Organizacji Powstańczej – POP, zdekonspirowanej w kwietniu 1940 roku, gdyż wrócił do kraju z Węgier w styczniu 1940 roku! 5. Kolejny dowód mieści się w książce dr J. Musioła „Ślązacy”. Jest w niej zamieszczony obszerny opis poświęcony osobie Rafała Sitka ps. „Michał”, a o Sitku – wliczając Go do członków AK, pisze M. Brzost w swojej książce na str.: 37, 84, 86, 117,118,120,123,165! Oto więc fragmenty z książki dr J. Musioła: „Ale nie po to Sitek wrócił z Węgier, aby pracować dla Niemców. W dniu 3 maja 1940 roku zjawił się u swego przyjaciela Stanisława Sobika przy ulicy Smolnej w Rybniku, już wówczas zaangażowanego w ruchu podziemnym.”. Dalej Sitek wspomina: „Kolega Sobik szczegółowo zaznajomił mnie z pracą armii podziemnej, po czym wyciąga różaniec. Na krzyżu różańca kładę dwa palce. Sobik odbiera ode mnie zaprzysiężenie następującej treści: „W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny Królowej Korony Polskiej, kładąc rękę na ten święty krzyż, znak męki i zbawienia – przysięgam, że będę wiernie i nieugięcie stał na straży honoru Polski, a o wyzwolenie jej z niewoli walczyć będę ze wszystkich sił moich, aż do ofiary mego życia. Wszelkim rozkazom władz Związku będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać mogło”. Po złożeniu przysięgi Sobik w następujących słowach przyjął Sitka w szeregi ruchu podziemnego: „Przyjmuję cię w szeregi żołnierzy wolności. Twym obowiązkiem będzie walczyć z bronią w ręku o odrodzenie ojczyzny. Zwycięstwo będzie Twoją nagrodą. Zdrada honoru jest śmiercią”. Rafał Sitek przybrał pseudonim „Michał”. Znamienne są następujące zdania: „Wkrótce po przysiędze Rafał Sitek spotkał się w Jastrzębiu ze swoimi kolegami – Józefem Obracajem, Karolem Krótkim i Leonem Woryną, którzy zapoznali go z już istniejącą w Jastrzębiu tajną organizacją pod nazwą Polska Armia Krajowa. Rozpoczęła się żmudna praca organizacyjna, tworząca bazę pod przyszłą siedzibę Inspektoratu Rybnickiego ZWZ, a potem Armii Krajowej. Z ogromną ostrożnością werbowano nowych członków do organizacji, której nazwa o dwa lata wyprzedziła oficjalną nazwę AK, a mianowicie do Polskiej Armii Krajowej.” Jest wreszcie zdanie dla mnie najistotniejsze „w sprawie”: „Rafał Sitek doprowadził do ważnego spotkania w Jastrzębiu. Z Sobikiem z Rybnika przybyło też kilku innych organizatorów ruchu zbrojnego. Jak się okazało, jednym z tych nie znanych dotąd mężczyzn okazał się mgr Władysław Kuboszek, pseud. Kuba – pierwszy komendant Inspektoratu Rybnickiego AK.” M. Brzost kategorycznie wyklucza znajomość Sobika z Kuboszkiem, żeby nie przyznać się do błędu, – że Sobik należał do ZWZ/AK! 6. Kolejnym argumentem, jest na pozór drobna informacja z książki dr Juliusza Niekrasza – „Z dziejów AK na Śląsku”. Ze zrozumiałych względów, o wydarzeniach AK w Rybniku (w okresie okupacji), autor Ten napisał dosyć ogólnie, ale na stronie 292 znalazłem opis dotyczący członka ruchu oporu – Huberta Hatko: „Hubert Hatko w nie znanych mi okolicznościach przestał działać w POP i przystąpił do organizowania w Brzozowicach-Kamieniu własnej organizacji pod nazwą Obóz Zjednoczenia Narodu Polskiego (OZNP). Będąc działaczem harcerskim i mając w harcerstwie szerokie kontakty, wciągnął do swojej organizacji wielu harcerzy (część z nich było już w ZWZ) oraz uczniów gimnazjalnych. Hatko miał najlepsze intencje, ale działalność jego była nieprzemyślana; rozciągnął ją także na Piekary Śląskie, Mikołów, Chorzów, Świętochłowice, Bielszowice i Rudę Śląską. W działalność Hatki wkroczył ZWZ. Po przeprowadzeniu rozmów z oficerem organizacyjnym Stanisławem Stobikiem Hatko podporządkował się ppor. Alojzemu Boguckiemu („Alek”), komendantowi Obwodu Tarnogórskiego; Hatce pozostawiono swobodę działania, co wszakże nie dało dobrych rezultatów, bo wydawał dalej gazetę konspiracyjną pod zmiennymi tytułami („Błyskawica”, „Społem”, „Orzeł Biały”), co przyczyniło się do dekonspiracji. W toku śledztwa gestapo ujawniło, że OZNP udzielił pomocy w ukrywaniu się zbiegłemu z niewoli jeńcowi angielskiemu o nazwisku Stanley Clifford Hirt, co rozszerzyło aresztowania także na osoby nie należące do organizacji. Poza publiczną egzekucją w Brzozowicach-Kamieniu gestapo przeprowadziło dalsze egzekucje w innych miejscowościach. Z osób wyżej wymienionych losy tylko niektórych są mi znane. Stanisław Stobik, będący stałym łącznikiem między Hubertem Hatko a komendą obwodu, zdołał ujść aresztowaniu i objął funkcję oficera organizacyjnego w Inspektoracie Rybnickim. W początku 1943 r. otrzymał rozkaz zorganizowania oddziału partyzanckiego. W toku tych czynności został aresztowany 11.II.1943 r. wraz z żoną i bratem. Pracę jego dokończył i oddział partyzancki zorganizował, zostając jego dowódcą, Antoni Steier („Lew”, „Feliks”). Stanisław Stobik został rozstrzelany w obozie oświęcimskim 23 czerwca 1943 r.” W Rybniku aresztowano przez zdrajcę Jana Zientka – Stanisława Sobika, Jego żoną, brata, dwóch szwagrów i co najmniej 55 innych osób w dniach 11 – 13 luty 1943. Czy zatem dr J. Nniekrasz pisze nieprawdę – zniekształcając nazwisko Sobik na Stobik? Zarząd Okręgu Ś.Z.Ż.A.K. w Katowicach wobec takich argumentów powątpiewa i odpowiada: „Na str. 292 i 341 figuruje nazwisko STOBIK. Czy to przekręcenie nazwiska, czy zbieżność faktów nie wiadomo. Verba volant scripta manent.”! Okoliczności aresztowania wyżej wymienionych osób, opisałem w opracowaniu przekazanym do Zarządu Okręgu Ś.Z.Ż.A.K. w Katowicach, zanim odnalazłem tą informację w książce dr Niekrasza. Opisałem także inne fakty o ZWZ/AK w Rybniku oraz jej członkach, lecz ta wersja wydarzeń oparta o takie dowody jest nie do zaakceptowania przez Zarząd Okręgu! Jak mogło dojść do podobnych nieścisłości, skoro mgr M. Brzost we wstępie do swojej książki pisze: „Szczególnie wiele zawdzięczam informacjom uzyskanym od generała Zygmunta Waltera-Janke, ostatniego dowódcy Okręgu Śląskiego AK, pułkownika dra Mieczysława Starczewskiego, recenzenta pracy, rozmowom z doktorem Józefem Musiołem, autorem kilku książek o ludziach zamieszkałych w okresie okupacji na ziemi rybnickiej. Jestem wdzięczny doktorowi Juliuszowi Niekraszowi…”. Autor powołuje się także na korzystanie z broszury dr A. Mrowca! Ale, – posiadam i taką informację, że koledzy autora z macierzystego Koła Ś.Z.Ż.A.K. w Wodzisławiu Śląskim mieli pretensje: „… będąc na miejscu, w Związku („pod ręką”) nie byli pytani, ani zaproszeni do konsultacji swoich własnych wydarzeń, ani nawet wypowiedzi. Większość czytelników wyraża po prostu żal, że jest w niej tyle błędów, bo jest potrzebna, a nie posiada większej wartości dokumentacyjnej.”. 7. W dniu 29.01.2001 zdobyłem kolejny dowód o roli Stanisława Sobika w ZWZ/AK, po przeczytaniu pamiętnika – „Wspomnienia Stefanii Łągowskiej” (dawniej Stefania Kaszuba). Na stronie 6 są zapisane zdania: „Prześladowania Polaków wzrastały i powstała myśl założenia komórki konspiracyjnej. U nas w domu w Rybniku przy ul. Sobieskiego 14, odbyło się zaprzysiężenie, przed krzyżem, po bokach świece w obecności Komendanta kol. Stanisława Sobika. Taką przysięgę składałam uroczyście o zachowaniu tajemnicy i wierności Ojczyźnie. I od tej chwili należeliśmy do Związku Walki Zbrojnej w skrócie ZWZ”. Na stronie 16 i 17 jest znowu wymienione nazwisko Stanisława Sobika: „Pokrwawionych i skutych w kajdanki, zawieziono nas do Rybnika do siedziby gestapo (Obecna u. Findera 5). W tym domu była duża piwnica, a wchodząc zobaczyliśmy skutych leżących. Ja jedyna kobieta stałam koło komina. Wszyscy skuci leżeli na ziemi, a co dwie godziny przychodzili gestapowcy i odwracali leżących na drugą stronę, oraz wyprowadzali celem uskuteczniania potrzeb fizjologicznych. Wszyscy tam znajdujący się byli już po wstępnym śledztwie i strasznie pobici. W tej piwnicy było tak ciasno, że gestapowcy chodzili po ciałach leżących, a nawet po głowach. Rozpoznałem p. Sobika, naszego komendanta, p. Kuczatego Stefana oraz wiele naszych członków i znajomych. Gestapowiec stanął na plecach leżącego p. Sobika naszego komendanta, a drugą noga rozmiażdżał mu głowę butem. Po dwóch godzinach, jak odwrócili leżących, to twarz miał zakrwawioną i zabrudzoną ziemią (posadzka ziemia). P. Kuczatego to już nie poznałam, – był tak spuchnięty z bicia i maltretowania, a tylko jego blond włosy zdradzały tożsamość! Zapytałam się czy to pan Stefan, – skinął głową potwierdzając moje pytanie”. 8. W styczniu 2002 roku rozmawiałem z Pawłem Sosną z Rydułtów, świadkiem okupacyjnych wydarzeń w Rybniku, dowódcą oddziału partyzanckiego Rybnickiego Inspektoratu ZWZ. Znał Stanisława Sobika bardzo dobrze – komendanta ZWZ Obwodu Rybnik. Sobik odbierał przysięgę od ojca Pawła Sosny w obecności lekarza Eryka Winklera. Paweł Sosna często ubezpieczał Stanisława Sobika, gdy ten wybierał się na spotkania w terenie z kurierami z Krakowa czy Katowic. 9. W dniu 10.03.2004 r. znalazłem w Muzeum w Rybniku takie oto dowody przy informacji o Antonim Sztajerze z relacji Hm Zbigniewa Rusińskiego, Krypczyka, Bronisławy z d. Grodoń i Wincentego Grodonia: [Antoni Sztajer] W latach 1937 – 1938 zostaje powołany do odbycia służby wojskowej w 4 pułku Strzelców Podhalańskich w Cieszynie, i tam skierowany zostaje do szkoły podchorążych rezerwy, którą kończy w stopniu plutonowego podchorążego. Już w sierpniu zostaje powołany do służby wojskowej i jako dowódca plutonu bierze udział w wojnie obronnej 1939 r. i na terenie Węgier jest internowany. Z internowania ucieka i przedostaje się do Polski do okupowanego Rybnika. Tu nawiązuje kontakt z podharcmistrzem Stanisławom Wolnikiem i wstępuje do konspiracyjne organizacji pod nazwą „Polskiej Organizacji Powstańczej”, następnie do Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej w lutym 1942 r. do powstałego Inspektoratu AK Rybnik pseudonim „Klasztor”. Tu nawiązuje dalsze kontakty z Alojzym Frosem, a następnie z dowódcą I kompanii 75 PP AK w Rybniku Stanisławem Sobikiem. Dlaczego Zarząd Okręgu Ś.Z.Ż.A.K. w Katowicach z takim uporem trwa przy swojej wersji zniekształceń historycznych o AK w Rybniku – odrzucając moje dowody? Dlaczego usuwa w niebyt tylu byłych członków AK z Rybnika? Czyż zbyt wygórowane są wymagania rodzin poległych ZWZ-owców z Rybnika, aby nazwiska tamtych patriotów, na trwale były zapisane w ewidencji i kronikach organizacji kombatanckiej z pod znaku „AK”? Pozostawiam do oceny czytelnika wartość tych dowodów i konieczność jednoznacznego zapisu tamtych wydarzeń historycznych
kwi 182007
 

Przedstawiamy część 2 artykułu Pana Jerzego Klistały na temat działań ruchu oporu w Rybniku w latach 1939-1945.
Tu przeczytasz pierwszą część Wydarzeń w Rybnickiem 1939-1945.

Przez kuriera Pawła Jaszka z Rybnika, Sobik nawiązał kontakt z komendą wojewódzką oraz z centralą ZWZ w Warszawie. W efekcie tych spotkań Związek Walki Zbrojnej, tworzony od pierwszych miesięcy 1940 r., w październiku tegoż roku rozpoczął formalną działalność konspiracyjną. W skład ZWZ weszli członkowie wspomnianych już zdekonspirowanych organizacji oraz inni rybniccy patrioci.

Na czele Rybnickiego Inspektoratu ZWZ – kryptonim „Rokita” stał Władysław Kuboszek pseud. „Kuba”, „Robak”, „Rokosz”, „Bogusław”. Komendantem Rybnickiego Podokręgu ZWZ został z mianowania komendy wojewódzkiej Stanisław Sobik. Podokręg ten obejmował Rybnik, Zebrzydowice, Ligotę Rybnicką, Ligocką Kuźnię, Boguszowice, Jankowice, Chwałowice, Kamień, Rydułtowy, Czerwionkę, Dębieńsko oraz Knurów. Kwatera główna komendy ZWZ w Rybniku mieściła się przy ul. Sobieskiego 14 – w mieszkaniu Andrzeja Kaszuby, mistrza szlifierskiego. Tam też niektórzy nowo wstępujący do ZWZ składali przysięgę wierności wobec organizacji. Po aresztowaniu Kaszuby zebrania kierownictwa i małych grup członkowskich ZWZ odbywały się w Rybniku – w mieszkaniach Franciszka Sztramka, Jerzego Kufiety, Franciszka Ogona, Jana Klistały, Alojzego Siąkały, braci Henryka i Karola Miczajków – lub u Stanisława Błażewskiego w Zebrzydowicach Rybnickich.Poszczególne komórki ZWZ dzieliły się na oddziały: wojskowy, służby wywiadowczej, pomocy społecznej i administracji. Struktura wojskowa rybnickiego obwodu wyglądała następująco:
Stanisławowi Sobikowi podlegali: Karol Stanek – komendant ZWZ dla miasta Rybnika i Jan Węgrzyk – komendant powiatowy ZWZ (do 14 II 1943 r. – gdyż także został aresztowany w dniach 11-13 lutego 1943 r.). Komendantowi miasta podporządkowane były kompanie ppor. Antoniego Stajera pseud. „Feliks”, „Lew” i Jana Śpiewoka z Paruszowca. Szefem kompanii był Alozjy Burda pseud. „Ryś”. Dowódcami plutonów byli między innymi: Alfred Tkocz pseud. „Gruszka”, a po jego śmierci Maksymilian Kania pseud. „Szteker”, Józef Śmieja pseud. „Sosna”, Józef Hadyma z Przegędzy, Augustyn Szymik z Czerwionki i Albin Liszka z Zebrzydowic. Grupą dywersyjną dowodził Paweł Górecki pseud. „Hanys”, a oddziałem politycznym Wilhelm Kula pseud. „Bogacki” z Boguszowic (wg. książki Rybnik. Zarys dziejów miasta od czasów najdawniejszych do 1980 roku, red. Jan Walczak)
W grupie dywersyjnej działali przedwojenni żołnierze zawodowi, osoby, które przeszły tzw. obowiązkowe przeszkolenie wojskowe, oraz inni członkowie ZWZ pragnący walczyć zbrojnie z okupantem. Potocznie nazywano ich „liniowcami”. Dowódcą siatki wywiadowczej ZWZ był Paweł Cierpioł pseud. „Dymitrow”, „Makopol”, a olbrzymi udział w jej budowaniu na terenie obwodu rybnickiego, a później także cieszyńskiego, miał Jan Margiciok pseud. „August”, były członek SZP. Kapelanem Rybnickiego Inspektoratu ZWZ/AK został ks. Józef Kania pseud. „Ojciec Michał”.
Pracą oddziału pomocy społecznej kierowali Władysław Malinowski, Anna Wolna, Klara i Gabriela Sławik, Rita Wieczorek i Wilhelm Przybyła. Oddział ten zdobywał blankiety kartek żywnościowych i odzieżowych oraz zbierał od godnych zaufania sponsorów fundusze na pomoc dla pokrzywdzonych przez okupanta i potrzebujących wsparcia materialnego rodzin polskich. W wydawanym przez ZWZ biuletynie konspiracyjnym podawano inicjały darczyńców i wielkość wpłaconych datków, a także zamieszczano krótkie słowa wdzięczności. Do aktywnych działaczy oddziału pomocy społecznej należały Ludmiła Warzecha, która przekazywała lekarstwa dla Polenlager nr 56 w Lyskach, oraz Janina Dziuba, która prowadziła mleczarnię przy ul. Wodzisławskiej i dostarczała polskim dzieciom mleko bez kartek. Kinga Węglowa obchodziła znajome osoby, rozdawała im zasiłki finansowe, kartki żywnościowe i udzielała innego rodzaju pomocy materialnej. Pomoc sanitarno-lekarską nieśli Polakom rybniccy lekarze, m. in. Józef Krotoski, Augustyn Wolny, Leonard Lisicki, Adolf Kubeczka, Franciszek Kubacki, M. Gnioździorz, Kazimierz Siedleczka, Eryk Winkler.
Wielkie zasługi dla sprawnego działania sieci kontaktowej organizacji oddał Franciszek Ogon, właściciel sklepu księgarsko-papierniczego w Rybniku. W sklepie tym, mieszczącym się w centrum miasta przy obecnej ul. Sobieskiego 20, zorganizowano punkt kontaktowy ZWZ. Olbrzymią rolę w działalności konspiracyjnej ZWZ odegrali także bracia Henryk i Karol Miczajka. Karol Miczajka pseud. „Jaskółka”, „Akwamaryn”, oprócz aktywnej działalności w sekcji charytatywnej, wystawiał Polakom zezwolenia na posiadanie radioodbiorników. Brat Karola – Henryk Miczajka pseud. „Wróbel”, przeprowadzał nasłuch radiowy, przede wszystkim audycji polskojęzycznego Radia Londyńskiego. Bardzo często tą właśnie drogą Rząd Emigracyjny przekazywał w zaszyfrowanych informacjach instrukcje dla krajowych organizacji i grup ruchu oporu oraz koordynował ich działania. Poprzez nasłuch radiowy zbierano także informacje o aktualnej sytuacji wojsk hitlerowskich w okupowanej Europie i na froncie wschodnim. Na podstawie tych danych prognozowano terminy wyzwolenia ziem polskich oraz opracowywano strategię aktywnego uczestnictwa w walkach wyzwoleńczych organizacji ruchu oporu działających w kraju. Pomyślne dla Polaków wiadomości o przegranych bitwach i klęskach wojsk niemieckich publikowano we wspomnianym już biuletynie konspiracyjnym, podnosząc morale członków podziemia, do których informacje te docierały.
Organizacja ZWZ walczyła z wrogiem przeprowadzając dotkliwe dla okupanta sabotaże i działania dywersyjne, a tam, gdzie było to możliwe – akcje zbrojne. Materiały wybuchowe potrzebne do wykonania akcji dostarczane były przez górników z okolicznych kopalń. Wysadzano mosty, tory kolejowe, a w zakładach przemysłowych Rybnika i okolic, gdzie produkowano wyroby dla potrzeb Rzeszy, uszkadzano maszyny. Rybniccy kolejarze przewozili w parowozach do różnych miejscowości materiały wybuchowe oraz broń. Uszkadzali także w przemyślny sposób kolejowe łącza sygnalizacyjne, zwrotnice, szyny i inne urządzenia kolejowe.
Na temat akcji przeprowadzanych przez ZWZ w latach 1940-1943 brak jest szczegółowych danych, gdyż cała dokumentacja została zniszczona przez Józefa Sobika 11.02.1943 r., kiedy to Gestapo aresztowało większość członków organizacji. Udokumentowane są jednak akcje przeprowadzone przez rybnickie AK w późniejszym okresie, jak np. napad na pocztę w Rybniku w grudniu 1943 r., liczne uszkodzenia linii kolejowych (Sumina – Rybnik, Racibórz – Nędza – Koźle, Gotartowice – Żory, Niedobczyce – Rybnik, Rybnik – Paruszowiec) oraz linii telefonicznych. Dokonano też kilku napadów na niemieckie sklepy przemysłowe i spożywcze.
Broń zdobywali wszyscy członkowie organizacji i w każdy możliwy sposób, m. in. ograbiając lub rozbrajając funkcjonariuszy i żołnierzy niemieckich, napadając na wartownie i składy broni. Składnicą zdobycznej broni była stodoła gospodarza o nazwisku Prus, usytuowana przy ul. Łokietka w Rybniku, gdzie w słomie lub w specjalnym schowku pod pryzmą nawozu magazynowano broń i amunicję.
Oprócz gromadzenia broni i materiałów wybuchowych oraz przeprowadzania akcji sabotażowych organizowano także wojskowe szkolenia dla członków ZWZ, przygotowujące do walki wyzwoleńczej z okupantem.
W październiku 1941 r. organizacja była już mocno zakorzeniona w Rybniku, toteż z inspiracji komendy wojewódzkiej powstały oddzielne obwody: Rybnik, Koźle, Cieszyn i Pszczyna. Nowe komórki ZWZ zakładał Stanisław Sobik. W sprawach organizacyjnych jeździć musiał do różnych miejscowości na Śląsku i poza nim, w czym bardzo dużą pomoc okazał mu jego szwagier, Jan Klistała. Przewoził on Stanisława w parowozie m. in. przez granicę do Krakowa, gdzie Sobik spotykał się z działaczami i wyższej rangi dowództwem ZWZ.

Dnia 14.02.1942 r. rozkazem Naczelnego Wodza nastąpiło przemianowanie ZWZ na Armię Krajową. W tym też okresie Rybnicki Inspektorat, jako jeden z czterech w Okręgu Śląskim, funkcjonował bez większych zakłóceń.
W początkach działalności ZWZ niemal regułą było, że dla zachowania większego bezpieczeństwa kontaktowało się ze sobą jedynie dwóch, trzech ludzi, jednak w miarę rozrastania się organizacji spotykali się w grupach trzy – lub pięcioosobowych u poszczególnych członków ZWZ. Należało jednak zachować wielką ostrożność, gdyż mieszkania wielu Polaków były obserwowane przez konfidentów. Gdy zaistniała konieczność spotykania się członków organizacji w szerszym gronie, Stanisław Sobik w porozumieniu ze swoim ojcem zebrania takie organizował w kuźni przy ul. Wodzisławskiej. W warsztacie tym odbywały się także zaprzysiężenia nowych członków, co szczegółowo opisuje Józef Sobik w swoim pamiętniku.

Niestety, mimo stosowania wielkiej ostrożności, rozpoczęły się coraz częstsze „wpadki” członków ZWZ/AK z Rybnika i okolicy. Okupant wprowadził system denuncjacji i inwigilacji, w którym znaczący udział mieli przedwojenni szpiedzy oraz dywersanci z pierwszych dni wojny. Znaleźli się tacy, którzy – z obawy o własną skórę lub wręcz dla materialnych profitów – oferowali hitlerowcom swoje usługi, znając doskonale środowisko, w którym dotychczas się obracali. System szpiegostwa panował nie tylko w życiu publicznym, ale docierał także do domów, do rodzin. Denuncjacje nie zawsze miały podłoże polityczne – często wynikały ze złych stosunków sąsiedzkich, gdyż nadarzała się teraz sposobność, aby dosadnie okazać tłumioną w sobie dotychczas zawiść czy wrogość do sąsiada.
Jednym z takich renegatów okazał się Jan Zientek, od którego Gestapo otrzymało bardzo obszerną dokumentację i wykaz członków Związku Walki Zbrojnej/AK, skutkiem czego od 11.02.1943 r. rozpoczęły się masowe aresztowania członków organizacji z Rybnika i okolic. (Jako autor niniejszej informacji, zwracam uwagę, że bardzo obszernie opisałem postać zdrajcy przy opracowaniu o moim ojcu Janie Klistała oraz Jego koledze Rupercie Urli).
Do 13.02.1943 r. aresztowano około 60 osób. W tych też dniach wszyscy byli wstępnie przesłuchiwani na miejscu, w rybnickim Gestapo. Nie szczędzono im przy tym bicia, kopania i innych sposobów zadawania bólu. Aresztowanych było tak wielu, że z trudem zmieszczono ich wszystkich w budynku Gestapo, przez co niemożliwe było skrupulatniejsze zajmowanie się nimi pojedynczo. Wszyscy uczestnicy tamtych wydarzeń, z którymi udało mi się porozmawiać, mówili, że nie mieli wtedy wątpliwości co do swego dalszego losu. Byli przekonani, że zostaną wywiezieni do więzienia śledczego w Mysłowicach, a później do któregoś z obozów koncentracyjnych. Tak robiono w poprzednich przypadkach z członkami zdekonspirowanych organizacji POP i SZP. Dnia 13 lutego około południa wszystkich aresztowanych wywieziono do KL Auschwitz.
W czerwcu 1943 r., w związku z dekonspiracją ZWZ/AK w Cieszynie, Gestapo uzyskało ślad wiodący do ZWZ/AK w Rybniku, w wyniku czego doszło do kolejnych aresztowań. Zatrzymanych zostało wtedy przeszło 40 rybnickich działaczy ZWZ/AK.
Niektórym członkom ZWZ/AK udało się uniknąć aresztowania. Przeczuwając niebezpieczeństwo zdołali ukryć się w bezpiecznych miejscach. Tak właśnie było z dowódcą kompanii, Antonim Steierem, który ukrył się w Rzędówce koło Rybnika. Po krótkim okresie „wyciszenia” objął on w grudniu 1943 r. kierownictwo komendy powiatowej AK. Organizacyjnie podlegał Inspektoratowi Rybnickiemu AK, na czele którego stał Władysław Kuboszek, a po jego śmierci w czerwcu 1944 r. – Paweł Cierpioł.
Po aresztowaniach w lutym i w czerwcu 1943 r. bardzo szybko zorientowano się, kto był zdrajcą. Odnowiona personalnie rybnicka komenda ZWZ/AK wydała na Jana Zientka wyrok kary śmierci. Gestapo wiedziało jednak, co może grozić ich współpracownikowi, dlatego też w parę dni po aresztowaniach w luty 1943 r. Zientek przeniesiony został przez niemieckich opiekunów do Krakowa, a później do Czech i prawdopodobnie w głąb Niemiec.
Kompania Antoniego Steiera w dalszym ciągu aktywnie walczyła z okupantem. Zdobywano żywność, odzież i broń, dokonywano dywersji i sabotaży, likwidowano szpicli i żandarmów niemieckich – szczególnie okrutnych dla rybniczan. Antoni Steier stał na czele kompanii do momentu wkroczenia wojsk radzieckich do Rybnika.

kwi 162007
 
Polska Tajna Organizacja Powstańcza.
Na początku 1940 powstała, w pod rybnickich Gortatowicach, Polska Tajna Organizacja Powstańcza. Dowódcą organizacji był student Uniwersytetu Jagiellońskiego Alojzy Fojcik „Alek”. Jego zastępcą był Paweł Holek „Paweł”, także student UJ. Do organizacji należało także wielu innych mieszkańców Gortatowic i Rybnika.
Pomnik Harcerzy Buchalików

Pomnik Harcerzy Buchalików

Byli wśród nich zarówno robotnicy jak i harcerze. Podstawowym celem „PTOP” było gromadzenie broni a także pomoc materialna rodzinom, których członkowie zostali aresztowani przez Gestapo lub przebywali w obozach koncentracyjnych. W okresie od listopada 1941 do kwietnia 1942 r. pomocą objęto blisko 30 rodzin, którym wypłacano, co miesiąc 30 marek zapomogi.
Członkowie organizacji wydawali także podziemny tygodnik „Zew Wolności”. To właśnie gazeta stała się jedną z przyczyn późniejszej „wpadki” członków „PTOP”. Jeden z egzemplarzy wpadł, bowiem w ręce Gestapo w Gliwicach we wrześniu 1941 r. Niemcy przeprowadzili śledztwo, które doprowadziło ich do autorów gazetki. Nocą z 22 na 23 maja 1942 r. otoczyli oni Gortatowice i rozpoczęli przeszukiwania podejrzanych domostw. Aresztowano 18 osób. Kiedy Niemcy weszli do domu Pawła Holka chcąc go aresztować, doszło do wymiany ognia w której poniósł on śmierć. Prawdopodobnie to właśnie u niego znajdowała się redakcja gazetki, jako że znaleziono tam maszynę do pisania a także radio. Dowódca Alojzy Fojcik zdołał jednak uciec i prawdopodobnie próbował przedostać się do Szwajcarii.
 Niemcy po pewnym czasie powtórzyli obławę w Gortatowicach aresztując kolejne 72 osoby. Przewieziono je do obozu w Oświęcimiu gdzie później 4 z nich stracono. Byli to Edward Wagner, Antoni Marszałek, Mieczysława i Jan Tekielów. Ostatni tragiczny akt tej historii miał miejsce w Gortatowicach. W lipcu 1942 r. w centrum Gotartowic zbudowano szubienice. Następnie zapędzono tam wszystkich mieszkańców wsi. Na ich oczach powieszono „ku przestrodze” dwóch braci – harcerzy, mieszkańców Gotartowic: Franciszka i Pawła Buchalików. Obaj byli tak skatowani przesłuchaniami, że nie poznali ich nawet rodzice obecni na egzekucji. Dopiero podczas odczytywania wyroku zorientowali się, że są to ich dzieci. Po egzekucji ich ciała zostały załadowane na ciężarówkę i wywiezione w nieznanym kierunku.
Na miejscu gdzie powieszono obydwu braci stoi dziś pomnik, przypominający o tej makabrycznej historii. Także, aby uczcić pamięć braci, miejscowa szkoła podstawowa nr 20 nosi imię Harcerzy Buchalików.
kwi 132007
 
Okres okupacji hitlerowskiej jeszcze dzisiaj wspominany jest przez rybnickie rodziny z wyjątkowym smutkiem. Wielu członków tych rodzin przeciwstawiło się okupantowi w patriotycznym porywie, skutkiem czego zostali aresztowani i przekazani do obozów koncentracyjnych, gdzie większość z nich zginęła. Tak też było z moim ojcem, wujkiem i ich znajomymi z ZWZ/AK z Rybnika. Dorastałem w przekonaniu, że prawda o tamtych wydarzeniach jest właściwie utrwalona. Gdy jednak kilka lat temu zacząłem szukać materiałów o ZWZ/AK, znalazłem zaledwie skromne wiadomości dotyczące tej organizacji, a nawet – przekłamania.
Kiedy spytałem Karola Miczajkę, jednego z członków PTOP a później ZWZ/AK, dlaczego tak mało jest publikacji na temat przeżyć wojennych, konspiracyjnych i obozowych rybniczan, wyjaśnił mi, iż wielu z nich wróciło do domu szczęśliwych, że przeżyło piekło obozowej egzystencji, ale i z nastawieniem, aby o tych przeżyciach jak najszybciej zapomnieć, pozbyć się koszmarnego balastu tamtych czasów. Poza tym przynależność do ZWZ/AK była źle oceniana przez powojenne władze, niewielu więc przyznawało się do niej. Mijały lata i czas goił rany, malała też chęć opisania tych przeżyć dla przyszłych pokoleń – trzeba było myśleć o przyszłości…Postanowiłem jednak zainteresować się tą tematyką i opisać przeżycia osób związanych z Rybnickim Obwodem ZWZ/AK – przede wszystkim po to, aby ocalić pamięć o ich bohaterskich postawach. Poza tym wydaje mi się, iż mimo ponad sześćdzięciu lat, które upłynęły od zakończenia wojny, wydarzenia lat 1939-1945 pozostają wciąż ważne dla mieszkańców ziemi rybnickiej – pozwalają lepiej zrozumieć historię naszego regionu, naszą tożsamość.Niechaj uzupełnieniem do tego wstępu będą zdania, które towarzyszyły mi od pierwszych słów napisanych o przeżyciach działaczy rybnickiego ZWZ/AK w KL Auschwitz: „Pozostali tam nasi najdrożsi – ci, co poświęcili się za innych, co zginęli natychmiast, i tacy, którzy konali w powolnej agonii, wśród najgorszych męczarni i odczłowieczenia. Jak można o tym milczeć?” (cytuję Halinę Birenbaum z którą miałem zaszczyt rozmawiać w marcu br.).

POCZĄTKI OKUPACJI W RYBNICKIEM
ogólnie dostępnych publikacji można się zorientować, jakie okoliczności polityczne w 1939 r. zapowiadały na Górnym Śląsku – w tym także w Rybnickiem – wybuch wojny polsko-niemieckiej, a także jak wyglądało życie rybniczan pod okupacją. Przedstawiam poniżej bardzo skrótowo najważniejsze fakty dotyczące tego okresu, aby wprowadzić czytającego te informacje, w konieczny kontekst historyczny.

W 1939 r. atmosfera polityczna na Śląsku była bardzo napięta. Coraz częściej i głośniej komentowane były pogarszające się stosunki polsko-niemieckie. Docierały niepokojące informacje o działalności V Kolumny i prohitlerowskiej mniejszości niemieckiej, organizowano masowe ucieczki obywateli polskich narodowości niemieckiej do Rzeszy. Pod wpływem hitlerowskiej propagandy ludność cywilna przekraczała nielegalnie granicę Polski wywożąc z kraju walutę. Wiele osób – członków zniemczonych organizacji politycznych – jechało do Niemiec na polecenie Rzeszy, aby tam przejść kursy przygotowujące do akcji dywersyjnych. W maju 1939 r. organom bezpieczeństwa udało się zlikwidować szajkę przemytników z Rybnika, zajmującą się werbowaniem osób do ucieczki i nielegalnym przeprowadzaniem ich przez granicę. Od czerwca tego roku mówiono o wyjątkowo złych, grożących wybuchem wojny stosunkach polsko-niemieckich. Groźbę tę potwierdzały nasilające się od lipca 1939 r. napady i prowokacje dywersantów niemieckich na Górnym Śląsku.

Szczególnie dotkliwe i oburzające opinię publiczną całego kraju były napady hitlerowskich bojówek na polskie osady górnicze w bezpośrednim sąsiedztwie Rybnika. Pod koniec sierpnia 1939 r. po zbrojnej akcji Niemcy zajęli urząd celny i posterunek graniczny w Gierałtowicach. Jeden z oddziałów dywersantów zaatakował budynek straży granicznej w Krywałdzie, ostrzeliwane były także polskie budynki w Szczygłowicach. W tym też czasie około stuosobowy oddział hitlerowców zaatakował posterunek graniczny w Chwałęcicach. Próbowano również opanować budynek straży granicznej w Żarnowicach oraz fabrykę materiałów wybuchowych koło Krywałdu.

Spekulacje na temat wybuchu wojny skończyły się, gdy 1.09.1939 r. o godzinie 5:00 regularne oddziały Wehrmachtu wkroczyły na ziemię rybnicką. Przeważające i lepiej uzbrojone oddziały niemieckie szybko poradziły sobie z obrońcami Rybnika i po krótko trwającej walce los miasta i jego mieszkańców był przesądzony.

Bezpośrednio po zajęciu Rybnika okupant – przy ochoczej pomocy miejscowych Niemców, zwolenników Hitlera – przystąpił do urządzania placówek swojej władzy. Od pierwszych chwil okupacji rozpoczęły się też prześladowania mieszkańców Rybnika. Wkraczając do Polski hitlerowcy posiadali przygotowane wcześniej wykazy osób – miejscowej inteligencji oraz najbardziej aktywnych działaczy propolskich z różnych grup społecznych i zawodowych. Informacje o tych ludziach wywiad niemiecki otrzymywał jeszcze przed rozpoczęciem działań wojennych od zniemczonych organizacji i partii mniejszościowych działających na terenie Polski. Na podstawie tych danych sporządzono i wydrukowano w Berlinie księgę gończą „Sonderfahndungsbuch Polen”. Zawierała ona m. in. nazwiska 54 osób z samego Rybnika, wśród których znaleźć można było wybitnych działaczy niepodległościowych, społecznych, kulturalno-oświatowych, byłych powstańców, urzędników. Ludzi tych jednostki wojskowe okupanta miały zlikwidować w pierwszej kolejności.

Nie były to oczywiście jedyne osoby skazane na zagładę przez hitlerowców – miejscową ludność wyniszczano na znacznie większą skalę. Już w pierwszych dniach okupacji rozpoczęły się masowe aresztowania rybniczan. Na początku września zatrzymano ponad 300 Polaków, spośród których około 250 wywieziono 16.09.1939 r. z rybnickiego więzienia do Rawicza, a stamtąd w połowie października do Buchenwaldu, gdzie utworzono tzw. Polen zwingerlager. Druga fala masowych aresztowań miała miejsce w październiku i listopadzie. Około 100 osób zamknięto wówczas w więzieniach w Rybniku i w Żorach oraz w byłym Zakładzie ss Urszulanek, gdzie stacjonowała niemiecka policja. Po raz trzeci masową akcję aresztowań Niemcy przeprowadzili w kwietniu i maju 1940 r. Wtedy też – 13 kwietnia 1940 r. – wyruszył z Rybnika pierwszy transport do obozu koncentracyjnego w Dachau. Następne pociągi kierowano także do KL Mauthausen-Gusen. Oczywiście aresztowania i wywózki pojedynczych osób miały miejsce przez cały okres okupacji. Komendę nad rybnickim więzieniem zlecono „volksbundowcowi” o nazwisku Wieczorek. Pod jego nadzorem stało się ono jedną z pierwszych w Polsce katowni patriotów polskich. Od listopada 1939 r. funkcjonowało w Rybniku również więzienie sądowe. Przeznaczone było dla mężczyzn skazanych na kary aresztu z okręgów: rybnickiego, żorskiego i wodzisławskiego. Z placówki tej korzystała także niemiecka policja. Osadzała tu więźniów, których po wyroku skazującym wysyłano do obozów koncentracyjnych.

Już na początku września 1939 r. w lesie między Krywałdem, Pilchowicami i Nieborowicami utworzono prowizoryczny obóz koncentracyjny. Znalazło się w nim wielu członków Ochotniczych Oddziałów Powstańczych, miejscowych inteligentów oraz aktywnych przed wojną działaczy społecznych i narodowych. Większość z nich zginęła w tym obozie – Niemcy co jakiś czas wpędzali grupki więźniów w zarośla i tam dokonywali egzekucji. Dnia 6.09.1939 r. rozstrzelano tam dowódcę obrony Rybnika, kapitana Jana Kotucza.

Rybniczan wywożono również do obozów zagłady mieszczących się w Lyskach, Pszowie, Pogrzebieniu, Żorach, w Gorzycach oraz Gorzyczkach. Trafiała tam przede wszystkim ludność Rybnika i okolic, która odmówiła podpisania tzw. volkslisty. W pobliżu wieży ciśnień w rybnickiej dzielnicy „Meksyk” siłami jeńców wojennych ustawiono drewniane baraki i ogrodzono je wysokim płotem z metalowej siatki. Umieszczono tam rodziny wysiedlone z Zagłębia Dąbrowskiego oraz dzieci, których rodzice zostali aresztowani i wywiezieni do obozów koncentracyjnych. Stamtąd dzieci miały być przewiezione do sierocińców na terenie Rzeszy. Niemcy zakładali także obozy dla jeńców wojennych i obozy pracy przy pobliskich zakładach i kopalniach.

Niemałą rolę w zwalczaniu tak faktycznych, jak i domniemanych wrogów hitleryzmu odegrało Gestapo (Geheime Staatspolizei) – policja polityczna Rzeszy, podlegająca od 1939 r. RSHA (Reichssicherheitshauptamt), czyli Głównemu Urzędowi Bezpieczeństwa Rzeszy.

Przytaczając przykłady terroru stosowanego wobec miejscowej ludności zwracam uwagę na fakt, że pomimo okrucieństwa okupanta znaleźli się w Rybniku patrioci, którzy w zorganizowanych grupach bojowych czynnie przeciwstawiali się bezwzględnemu aparatowi przemocy. Już w listopadzie 1939 r. powołana została do życia Polska Organizacja Powstańcza (POP), która rozwijała się bardzo prężnie. Niestety działała tylko do wiosny 1940 r., gdyż została zdekonspirowana, a jej założyciel i kierownik – Stanisław Wolny – zginął w Oświęcimiu 23.08.1942 r. Pod koniec 1939 r. uaktywniła się na Śląsku kolejna organizacja o charakterze wojskowym – Siła Zbrojna Polski (SZP), utworzona przez Józefa Korola (ps. „Hajducki”, „Starosta”). Jej ogniwa działały także w Rybniku. Została jednak zdekonspirowana w 1940 r., a jej założyciel zginął w Wiśle-Jaworniku.

Kolejną grupą ruchu oporu działającą w Rybnickiem była Polska Tajna Organizacja Powstańcza, powołana do życia początkiem 1940 r. przez grono druhów XIII drużyny harcerskiej w Gotartowicach – przez Franciszeka Buchalika, Paweła Buchalika, Alojzego Frelicha (komendantya tej organizacji) oraz Alojzego Murę. PTOP nie stawiała sobie w pracy celów wojskowych, lecz jedynie podtrzymywanie polskości i niesienie pomocy rodzinom więzionych Polaków. Niestety, i PTOP została zdekonspirowana, a jej członków aresztowano. Dnia 27.07.1942 r. w Gotartowicach powieszono na oczach spędzonych siłą mieszkańców młodych Buchalików – Pawła i Franciszka. Zginęli z okrzykiem na ustach „Niech żyje Polska”.

W obozach koncentracyjnych zamordowano wielu członków zdekonspirowanych organizacji SZP, POP oraz PTOP. Nie wpłynęło to jednak odstraszająco na patriotów z Rybnika, którzy nadal organizowali się, aby stawiać opór terrorowi i okupacji hitlerowskiej.

W tej sytuacji, Stanisław Sobik który przybywszy w styczniu 1940 r. z Węgier (ewakuowany tam z pracownikami Urzedu pocztowego w Rybniku) do okupowanego Rybnika, wraz z kolegami gimnazjalistami podjął się powołania do życia kolejnej organizacji ruchu oporu – Związku Walki Zbrojnej. W jej szeregi weszły małe grupki byłych członków POP i SZP, którzy okazywali chęć dalszej walki z okupantem.

Koniec części 1
Przeczytaj część 2 Wydarzeń w Rybnickiem 1939-1945.
kwi 112007
 
Nawiązując do prezentowanych zdjęć o budynku przy ul. św. Józefa, gdzie miało swoją siedzibę Gestapo w Rybniku, dodać można kilka dodatkowych informacji.
Otóż, piwnice po przejęciu tego budynku od jego właścicieli, zostały przystosowane jako miejscowe więzienie – a więc okna zostały zaopatrzone w masywne kraty, które po wojnie wymontowano.
Budynek przy ul. św. Józefa, gdzie miało swoją siedzibę Gestapo w Rybniku.

Budynek przy ul. św. Józefa, gdzie miało swoją siedzibę Gestapo w Rybniku.

Rządy w gestapo w Rybniku sprawowali: szef  placówki, SS-Untersturmführer Gawenda, a od początku 1941 r. starszy sekretarz kryminalny Kutschera. Pomagali mu : sekretarz kryminalny Kolenda i asystent kryminalny Krupp oraz gestapowcy: Baron, Barnasz, Grabmajer, Mańka, Sopala, Robert Stolsenheim vel Zając.Według zeznań więźniów, najaktywniejszymi byli Mańka i Sopala – to oni po masowym aresztowaniu rybniczan (11-13.02.1943 r.) jeździli ich przesłuchiwać do KL Auschwitz, a o sadystycznych metodach przesłuchań pisałem przy opracowaniu o Stanisławie Sobiku.

Gdy w wyniku zdrady przez Jana Zientka, aresztowano działaczy ZWZ/AK z Rybnika, piwnice budynku gestapo przy ul św. Jozefa były wypełnione w okresie 11-13.02.1943 r. około 60 osobami.

Dnia 13-go ok. godz. 12:00, aresztowani usłyszeli w pobliżu budynku warkot silników samochodowych, a po chwili w drzwiach piwnicy ukazali się gestapowcy i rozkazali aresztowanym wychodzić. Związywano im sznurem ręce w nadgarstkach, a po wyjściu z budynku, musieli wchodzić (raczej wdrapywać się) na skrzynie załadowcze dwóch samochodów ciężarowych. Parę minut po 12:00 samochody te ruszyły w drogę …., eskortowane przez dobrze uzbrojonych gestapowców, jadących tuż obok w samochodach osobowych.

O godzinie 14:00 samochody zatrzymały się ………… w pobliżu Krematorium Nr I w KL Auschwitz!.

Pierwszą część można przeczytać tu: Rybnicka katownia Gestapo
kwi 102007
 

Tak zwana granica Polsko-Niemiecka, albo raczej jej pozostałość w Rybniku Stodołach jadąc w stronę leśnej wioski Paproć, niestety nie jest granicą. Nie jest to część szlabanu granicznego. To pozostałość po niemieckim szlabanie fortecznym lub jak kto woli szlabanie przeciw pancernym.

Lokalizacja zapory.

Lokalizacja zapory.

 Moje informacje o szlabanach pancernych pochodzą z rozmów z Jerzym Sadowskim podczas wspólnego pobytu na MRU. Tam zobaczyłem jak „zrobiono” i montowano względem drogi taką zaporę pancerną. Trzeba pamiętać że powstawały one w czasie między pierwszą a drugą wojną światową. Niemcy mieli wtedy nieograniczone ilości stali a czołgi jakie posiadała Polska w tamtym czasie nie były czołgami T-34.
Polski czołg Vickers.

Polski czołg Vickers.

Zapory takie w większości broniły dróg i mostów w pobliżu granicy z Polską. Miały one zatrzymać sprzęt pancerny i pojazdy chociaż na chwile żeby stał sie on łatwym celem dla armaty lub innej broni zwalczającej czołgi. Na MRU szlabanom fortecznym towarzyszyły schrony, ale sprzęt ulokowany w fortyfikacji polowej (z braku schronu) będzie równie skuteczny. W celu zablokowania i zapobiegnięciu zjechania pojazdu z głównej drogi (po zamknięciu szlabanu), przed, obok lub wzdłuż stawiano inne zapory. Są to szyny lub betonowe imitacje słupków drogowych do których (środek) wstawiano stalowe elementy i przeciągano stalowe liny lub montowano na nich bariery z szyn kolejowych.
Podpora zapory.

Podpora zapory.

Słupki linowe

Słupki linowe

Zaporę naszą (Stodoły-Paproć) umieszczono na zakręcie drogi, aby przynajmniej na chwilę unieruchomić czołg nieprzyjaciela. Czołg wchodzący w zakręt odsłaniał boczny pancerz, zawsze słabszy od czołowego. Armatka p. panc. na stanowisku polowym mogła oddać strzał do zatrzymanego czołgu, a pojazd bokiem zapory nie ominie słupy stalowo betonowe z linami skuteczni go zablokują. Właśnie koledzy z forum rawelin.com rozgryźli zasady i zastosowanie takiej i podobnej zapory.
Na tym forum znalazłem ciekawe fotki i podział szlabanów fortecznych. Oto on:Drehschranken- szlaban obrotowy w płaszczyźnie poziomej
Schlagschranken- szlaban uchylny w płaszczyźnie pionowej
Sperrschranke mit Gegengewicht. -szlaban uchylny z przeciwwagą
Trägersperre – belka lub belki na betonowych podporach

Kiedyś Wojtek opowiadał historię, że podobno radziecki czołg zapiął na szlaban stalową linę i próbowano go wyrwać (część podpory). Więc postaram sie wyjaśnić rysunkiem i fotką pod tekstem dlaczego to mogło sie nie udać.
Przekrój zapory

Przekrój zapory

Podpory boczne zapory stanowią integralna całość, pod drogą przebiega stalowa belka która łączy obie podpory. Tylko ramie było podnoszone w górę lecz wewnątrz ramienia była stalowa lina która dodatkowo je wzmacniała. To co pozostało po rybnickiej zaporze to ramie z zatrzaskiem i kilka betonowo-stalowych słupków z oczkami na linę.

To bardzo ciekawy, unikalny „gadżet” forteczny który nie zabezpieczony stanowi łatwy cel dla złomiarzy a podcinają oni go do pewnego czasu. Ratujmy to co pozostało.

kwi 102007
 
STANISŁAW SOBIK
był więźniem nr 107482 w KL Auschwitz
Bezgranicznie wierny ideałom: „BÓG – HONOR – OJCZYZNA”.

Stanisław Sobik

Stanisław Sobik

Urodził się 21.09.1911 r. w Rybniku, syn Ludwika i Wiktorii z domu Klenot. Był najstarszy spośród sześciorga rodzeństwa. Po ukończeniu szkoły powszechnej uczył się w Państwowym Gimnazjum w Rybniku, zdając egzamin maturalny w 1931 r.
Na kilka dni przed wkroczeniem wojsk hitlerowskich do Rybnika, został ewakuowany wraz z innymi pracownikami poczty na Węgry, skąd po dwóch miesiącach wrócił do okupowanego kraju, i z trudem otrzymał pracę w kasie biletowej na stacji kolejowej Obszary koło Rybnika.
Niemal od pierwszych dni powrotu do kraju, zaangażował się w działalność konspiracyjną wspóltworząc Związek Walki Zbrojnej, za co 11.02.1943 r. został aresztowany, wywieziony do KL Auschwitz, gdzie zginął – rozstrzelany 25.06.1943 r.
….. tak w skrócie wygląda życiorys Stanisława Sobika.O Stanisławie Sobika piszę to, co pozostało w mojej pamięci – jako o moim wujku (ożenił się z siostrą mojej mamy), z opowiadań Jego rodziców rodzeństwa. Są to jednak informacje głównie z okresu okupacji – od wkroczenia wojsk hitlerowskich do Rybnika aż do ostatniego dnia jego życia.
Po ukończeniu gimnazjum Stanisław, musiał zatroszczyć się o swój byt materialny. Przez kilka lat pracował dorywczo w urzędach pocztowych, gdzie poznawał czynności pocztowca od podstawowych, urzędniczych tajników tego zawodu. Jego sumienność, pracowitość i wrodzona inteligencja szybko zyskały uznanie zwierzchników i kolegów. Osoba tak znana w Rybniku jak Innocenty Libura wspomina w swojej książce: „Z dziejów domowych powiatu. Gawęda o ziemi rybnickiej” – „[…] Stanisław Sobik ze Smolnej, wybitnie zdolny i szlachetny człowiek”.

Gdy nadszedł 1939 r., na skutek zaostrzającej się sytuacji politycznej, Urząd Pocztowy w Rybniku, jako obiekt o wyjątkowym znaczeniu strategicznym, został w sierpniu 1939 r. zmilitaryzowany i przekazany pod nadzór wojskowy. Pracownicy poczty, wśród których znalazł się także Stanisław, zostali umundurowani i wcieleni do wojska. Od tej pory, oprócz wykonywania swych codziennych obowiązków, pełnili także intensywne dyżury przy nasłuchu radiowym oraz zabezpieczali tajne dokumenty.
Tuż przed wkroczeniem do Rybnika wojsk hitlerowskich, pracownicy tegoż Urzędu Pocztowego zostali ewakuowani i po wielu perturbacjach dostali się na Węgry.
Stanisław ulegając prośbom żony, wrócił do zniewolonego kraju w pierwszych dniach stycznia 1940 r. Zaczął szukać pracy, aby przede wszystkim zabezpieczyć byt swojej rodziny. O powrocie na pocztę nie było mowy – jej nowy niemiecki zarządca oznajmił „Polakom nie wolno pracować na niemieckiej poczcie”. Zatrudniony został w kasie biletowej na stacji kolejowej w miejscowości Obszary koło Rybnika.
Niemal od pierwszych chwil, Jego dusza patrioty rwała się do walki z hitlerowskim tyranem, więc na kolejnym spotkaniu z kolegami gimnazjalistami, zapadło postanowienie o powołaniu do życia organizacji konspiracyjnej Związek Walki Zbrojnej. Konieczność powołania do istnienia tej organizacji uzasadniał fakt, iż funkcjonariuszom gestapo udało się rozbić działające dotychczas w Rybniku Polską Organizację Powstańczą i Siłę Zbrojną Polski. Po aresztowaniu głównych działaczy tych organizacji na terenie Rybnika działały jeszcze małe grupki byłych członków POP i SZP, którzy okazywali chęć dalszej walki z okupantem.
W efekcie, utworzony od pierwszych miesięcy 1940 r. ZWZ – w październiku tegoż roku rozpoczął formalną działalność konspiracyjną. W skład organizacji weszli członkowie wspomnianych już zdekonspirowanych organizacji oraz inni rybniccy patrioci. tych spotkań Związek Walki Zbrojnej,
Na czele Rybnickiego Inspektoratu ZWZ (kryptonim „Rokita”) stał Władysław Kuboszek pseud. „Kuba”, „Robak”, „Rokosz”, „Bogusław”. Komendantem Rybnickiego Podokręgu ZWZ został z mianowania komendy wojewódzkiej Stanisław Sobik. Podokręg ten obejmował Rybnik, Zebrzydowice, Ligotę Rybnicką, Ligocką Kuźnię, Boguszowice, Jankowice, Chwałowice, Kamień, Rydułtowy, Czerwionkę, Dębieńsko oraz Knurów. Kwatera główna komendy ZWZ w Rybniku mieściła się przy ul. Sobieskiego 14 – w mieszkaniu mistrza szlifierskiego Andrzeja Kaszuby. Tam też niektórzy nowo wstępujący do ZWZ składali przysięgę wierności wobec organizacji. Po aresztowaniu Kaszuby zebrania kierownictwa i małych grup członkowskich ZWZ odbywały się w Rybniku – w mieszkaniach Franciszka Sztramka, Jerzego Kufiety, Franciszka Ogona, Jana Klistały, Alojzego Siąkały, braci Henryka i Karola Miczajków – lub u Stanisława Błażewskiego w Zebrzydowicach Rybnickich.
Organizacja ZWZ walczyła z wrogiem przeprowadzając dotkliwe dla okupanta sabotaże i działania dywersyjne, a tam, gdzie było to możliwe – akcje zbrojne. Materiały wybuchowe potrzebne do wykonania akcji dostarczane były przez górników z okolicznych kopalń. Wysadzano mosty, tory kolejowe, a w zakładach przemysłowych Rybnika i okolic, gdzie produkowano wyroby dla potrzeb Rzeszy, uszkadzano maszyny. Rybniccy kolejarze przewozili wparowozach do różnych miejscowości materiały wybuchowe oraz broń. Uszkadzali także w przemyślny sposób kolejowe łącza sygnalizacyjne, zwrotnice, szyny i inne urządzenia kolejowe.

Stanisław Sobik

Stanisław Sobik

W październiku 1941 r. organizacja była już mocno zakorzeniona w Rybniku, toteż z inspiracji komendy wojewódzkiej powstały oddzielne obwody: Rybnik, Koźle, Cieszyn i Pszczyna, a Stanisław zakładał nowe komórki ZWZ. W sprawach organizacyjnych jeździć musiał do różnych miejscowości na Śląsku i poza nim, w czym bardzo dużą pomoc okazał mu szwagier Jan Klistała. Przewoził Stanisława w parowozie m.in. do Krakowa. Tam Sobik wizytował istniejący w Krakowie – oddział rybnicki ZWZ/AK, którego dowódcą była Paweł Musiolik (działający w tym mieście, gdyż w Rybniku był „spalony” – poszukiwany przez gestapo). Spotykał się także z działaczami wyższej rangi i dowództwem ZWZ w Krakowie. Dnia 14.02.1942 r. rozkazem Naczelnego Wodza nastąpiło podporządkowanie ZWZ – Armii Krajowej. W tym też okresie Rybnicki Inspektorat, jako jeden z czterech w Okręgu Śląskim, funkcjonował bez większych zakłóceń.
Niestety, mimo stosowanych środków ostrożności, rozpoczęły się coraz częstsze „wpadki” członków ZWZ/AK z Rybnika i okolicy. Okupant wprowadził system denuncjacji i inwigilacji, w którym znaczący udział mieli przedwojenni szpiedzy oraz dywersanci z pierwszych dni wojny.

Zdrajcą członków ZWZ w Rybniku okazał się Jan Zientek, który od 1936 r. był kierownikiem parowozowni PKP w Rybniku. Okazywał dużą aktywność zarówno w pracy, jak i w istniejących przy kolei stowarzyszeniach społecznych. Po wkroczeniu wojsk niemieckich do Rybnika otrzymał stanowisko zastępcy naczelnika stacji. Wszystko wskazuje na to, że okazywana przed wojna aktywność w organizacjach na kolei miała maskować właściwą, proniemiecką orientację Zientka – po rozpoczęciu okupacji podjął on współpracę z gestapo. Gestapo otrzymało od Zientka bardzo obszerną dokumentację i wykaz członków ZWZ/AK, więc od 11.02.1943. r. rozpoczęły się masowe aresztowania członków tej organizacji z Rybnika i okolic.

Już własnie 11-go w godzinach porannych aresztowany został Stanisław Sobik, a w ciągu dnia dowożono dalsze aresztowane osoby, więc w piwnicy gestapo przy ulicy św. Józefa w Rybniku robiło się coraz ciaśniej. Dnia 12 lutego aresztowana została żona Stanisława – Zofia, chociaż Jej zatrzymanie było zupełnie przypadkowe. Do 13.02.1943 r. aresztowano około 60 osób.

Na uwagę zasługuje też fakt, że wszyscy moi rozmówcy podawali te same informacje o wyjątkowej postawie Stanisława Sobika, który tam w areszcie gestapo, nadal czuł się przywódcą organizacji, jak podziwu godna była jego troska o wszystkich. Niemal każdego z osobna pouczał, jak ma się zachować w czasie śledztwa. Pouczał, by wymyślać mało istotne przewinienia, które by mogły być pretekstem aresztowania, oraz zwracał uwagę na to, by wypierać się związku ze zorganizowanym ruchem oporu i nie wymieniać żadnych nazwisk. Sam zaś zapowiadał, że na przesłuchaniach przyzna się do organizowania ruchu oporu i wykonywania akcji sabotażowych przeciwko Niemcom. Świadczy to o wielkości ducha Stanisława Sobika, o przykładnym pojmowaniu roli przywództwa.

13 lutego około godziny 12.00 samochody ciężarowe z około 60 aresztowanymi wyruszyły w kierunku Katowic pod eskortą dobrze uzbrojonych gestapowców, jadących obok wsamochodach osobowych. W Mikołowie samochody skręciły w prawo, co oznaczało, że nie jadą do Mysłowic, lecz bezpośrednio do KL Auschwitz (od pierwszej dekady lutego 1943 r. wyznaczono dla tych aresztowanych blok nr 2 w KL Auschwitz, gdyż w więzieniu w Mysłowicach panowała epidemia tyfusu plamistego).

… Jak opowiadali świadkowie tamtych wydarzeń, o godzinie 14.00 samochody zatrzymały się w pobliżu komory gazowej i krematorium obozowego w KL Auschwitz I. Donośnym krzykiem rozkazano aresztowanym zeskakiwać ze skrzyń samochodów i ustawić się w kolumnę po pięć osób w rzędzie. Po chwili, znowu przy akompaniamencie wrzasków, nakazano im przejść w kierunku bramy głównej obozu z rzucającym się w oczy napisem „ARBEIT MACHT FREI”.

Po wprowadzeniu aresztowanych na teren obozu, skierowani zostali do budynku z czerwonej cegły, na którym widniał napis „BLOCK No 2”. Blok ten oddany był do dyspozycji znanemu z okrucieństwa Wydziałowi II Politycznemu (Politische Abteilung). Wydział ten był komórką Policji Bezpieczeństwa (Sipo) i Służby Bezpieczeństwa SS (SD). W KL Auschwitz podlegał on oficjalnie komendantowi obozu, ale faktycznie podporządkowany był placówkom Sipo i SD w Katowicach. Funkcjonariusze tego wydziału mieli więc bardzo szeroki zakres kompetencji, wyłączonych spod bezpośredniej kontroli władz administracyjnych obozu. Dlatego też mogli prowadzić w obozie własną politykę – politykę terroru i śmierci, a ze swoich poczynań nie musieli się przed nikim tłumaczyć. Mogli bezkarnie bić i zabijać więźniów.

W poniedziałek około godziny 9.00 do sali wszedł esesman i wyczytał z listy nazwiska osób, które miały iść na przesłuchanie. Wśród osób tych znalazł się również Stanisław. Pod eskortą kilku esesmanów więźniowie zaprowadzeni zostali do drewnianego baraku usytuowanego w sąsiedztwie obozowego krematorium. W baraku tym, wydzielonym specjalnie dla potrzeb oddziału politycznego, prowadzano przesłuchania. Każdy więzień przesłuchiwany był w oddzielnym pomieszczeniu. Dla „poprawiania pamięci” przesłuchiwanych stosowano tortury. Wykorzystywane metody śledcze zależały od pomysłowości gestapowca prowadzącego śledztwo lub asystujących mu przy przesłuchaniu oprawców z SS. Przyznanie się do zarzucanych przewinień wymuszano na aresztowanych przede wszystkim biciem i kopaniem. Bito tak mocno, że często ciało odchodziło od kości. Kiedy przesłuchiwany tracił z bólu przytomność, cucono go wylewając nań wiadra lodowatej wody. Po zakończeniu śledztwa w danym dniu wyprowadzano zmaltretowanego więźnia na korytarz baraku, gdzie musiał czekać, aż zakończą się przesłuchania pozostałych osób. Gdy wreszcie do stojących na korytarzu więźniów dołączył ostatni z przesłuchiwanych, odprowadzani byli w asyście esesmanów z powrotem na blok nr 2. Grupa, w której był Stanisław, wróciła z przesłuchań dopiero wieczorem. Żałosny był to widok. Więźniowie byli tak skatowani, że ledwo mogli ustać na nogach. Aby dojść do bloku, musieli się wzajemnie podtrzymywać. Już na pierwszy rzut oka zauważyć można było zadane im cierpienia. Byli bardzo posiniaczeni, na ich twarzach widać było zakrzepłą krew.

W dniu 9 marca Stanisław zaprowadzony został do baraku śledczego po raz ostatni – by podpisać protokół z końcowego przesłuchania, a natępnie przekazany został na pobyt w obozie.
Przyjęcie odbywało się według odpowiedniej procedury, a więc rozbieranie i „zdawanie” cywilnych ubrań, strzyżenie włosów, kąpiel, ubieranie obozowych pasiaków, wykonanie zdjęć obozowych w trzech pozach, a po zarejestrowaniu w „Häftlingspersonalbogen” – obozowej kartotece, następowało  wytatułowanie numeru na lewym przedramieniu.

Stanisław Sobik - zdjęcie z Oświęcimia

Stanisław Sobik – zdjęcie z Oświęcimia

Po zarejestrowaniu, Stanisław skierowany został wraz z innymi współwięźniami na blok kwarantanny, w którym przebywał około trzy tygodnie. Następnie, dostał się na bloku 17 i przydzielono do komanda pracującego na żwirowisku.
Stanisław nie radził sobie z ciężką pracą fizyczną – był typem inteligenta o małej odporności zdrowotnej i bardzo delikatnych rękach. Do czasu aresztowania wykonywał pracę biurową, toteż na żwirowisku jego ręce od razu pokryły się pęcherzami i ranami od codziennej pracy łopatą. Od jej twardego trzonka odciski pękały i ukazywało się żywe mięso dłoni. Odnawiającym się codziennie ranom nie było końca.
W szczególny sposób splotły się w obozie losy Stanisława Sobika i Karola Miczajki, a byli kolegami z działalności w ZWZ/AK i razem dostali się do KL Auschwitz. Spotykali się w obozie i Miczajka był dobrze zorientowany, gdzie Sobik pracuje i jakie jest jego samopoczucie. Wiedział też o tym, że kapo jego komanda nieludzko się na nim wyżywa. Kiedy więc w połowie maja 1943 współpracownik Miczajki przeniesiony został do pracy w kopalni Jawiszowice, natychmiast wraz z kolegami załatwił przeniesienie Sobika w to miejsce.
Ten okres wspólnego przebywania ze sobą tak wspomina Karol Miczajka po przeżyciu obozowych poniewierek i odzyskaniu wolności: „W komandzie było nas tylko dwóch. Pracowaliśmy pod zamknięciem, ale bez nadzoru, stąd mieliśmy sposobność prowadzenia ze sobą długich rozmów. Przeważnie jednak Staszek prowadził wywody moralne i filozoficzne o podłożu religijnym. Wiele też mówił wtedy o życiu pozagrobowym. Podziwu godna była jego postawa, pełna spokoju, równowagi ducha i modlitewnego skupienia przy pracy. Domyślałem się, że w pełni świadomości przygotowywał się na śmierć”.

Ale, są także wspomnienia Józefa Sobika – młodszego brata Stanisława. Tak oto wspomina swoje ostatnie spotkanie ze Stanisławem:

Józef Sobik

Józef Sobik

Dnia 24.06.1943 r. Staszek przyszedł do mnie przed apelem. Zapytał, jak się czuję, i czy czegoś nie potrzebuję. Odpowiedziałem mu, że potrzebuję czosnku. Czosnek był w obozie równie wielkim skarbem jak chleb, gdyż wierzyliśmy w jego właściwości bakteriobójcze i witaminowe. Staszek wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął całą główkę. Wziąłem czosnek, po czym on niezdecydowanie powiedział, żebym mu dał parę ząbków. Lewą ręką rozłupałem główkę i dałem mu kilka ząbków. Staszek jednak nie odbierał ich, …. nie wyciągnął po nie ręki. Po chwili powiedział, żebym zostawił sobie całość.
Zdziwiło mnie to niespotykane dotychczas roztargnienie w jego zachowaniu. Oczy Staszka były jakieś inne niż zazwyczaj, widać w nich było smutek. Mało mówił i przyglądał mi się w taki sposób, jakby chciał się napatrzeć na zapas. Usłyszeliśmy sygnał na apel, więc podałem mu rękę na pożegnanie. Staszek przytrzymał ją i nie chciał odejść. Powiedziałem więc: <Idź, bo będą cię szukali>. Ale on nadal stał jak w transie i nie puszczał mojej ręki. Jego oczy i twarz jakby jeszcze bardziej posmutniały. Wreszcie puścił moją rękę i powiedział: <bądź zdrów i zostań z Bogiem. Przyjdę jutro>. Potem odwrócił się i pobiegł na apel.

Tego dnia Stanisław, po apelu wzywany został do „Schreibstuby”, gdzie wezwani byli także inni więźniowie z Rybnika, a więc jego szwagier Janek Klistała, był Alojzy Siąkała z Rybnika i kilku innych więźniów. Powiadomiono ich, że na polecenie oddziału politycznego zostają przekazani na blok 11, gdzie nazajutrz mają stanąć przed policyjnym sądem doraźnym. Odprowadzeni zostali na blok 11 przez Rapportführera.
Powołuję się znowu na wspomnienia Karola Miczajki, który asystował Staszkowi w tej ostatniej drodze jego życia. Oto fragment bardzo wzruszającego artykulu: Wspomnienie towarzysza niedoli.
….Odprowadzano wszystkich na blok XI. Idzie nas kilku w pewnym oddaleniu za nimi. Oglądają się, rzucają nam drobne przedmioty, które mieli przy sobie: zapalniczkę, cygarniczkę, pędzel do golenia…
Weźcie to na pamiątkę! Już się nie zobaczymy!
Jeszcze jedno spojrzenie, jeszcze jedno skinienie ręki, jeszcze jeden uśmiech, w którym był żal i łzy, a potem zaciśnięte zęby i głowa dumnie odrzucona do góry i ostatnie słowa do nas: Trzymajcie się! Pozdrówcie nasze żony i dzieci!
A potem ciężkie, żelazne drzwi zamknęły się z łoskotem, i ciężka sztaba żelazna podparła je z wewnątrz.
Widziałem Go po raz ostatni. Stach przestał żyć dla świata. Ta, o którą tak nieugięcie walczył, zażądała od Niego ofiary życia i krwi…

Na bloku jedenastym mieli przeczekać do dnia następnego. Jaka była ich ostatnia noc? Z całą mocą narzuca się skojarzenie z ostatnią nocą Chrystusa w Ogrójcu – w uszach dźwięczą słowa Jezusa (wg św. Marka):
… I odszedł nieco dalej, upadł na ziemię i modlił się, żeby – jeśli to możliwe – ominęła Go ta godzina. I mówił: Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to co Ja chcę, ale to co Ty (niech się stanie).
Następnego dnia, o godz. 15.00 więźniów wezwano przed kilkuosobowy policyjny sąd doraźny, a odczytany wyrok to sylabizowane słowa – … kara śmierci!
W męskiej umywalni na parterze musieli rozebrać się do naga. Potem podprowadzeni zostali pod szarą ścianę – „Ścianę Straceń”, gdzie skazany słyszał ostatni ziemski odgłos – szczęk zamka karabinka małokalibrowego i … następowała cisza nieskończoności!