W marcu jak wkroczyli Rosjanie przeżyliśmy prawdziwy dramat. Mieszkaliśmy na Zamysłowie przy obecnej ulicy Pod Lasem. Wieczorem przyszła do nas ciotka mamy, że mamy się ewakuować gdyż w okolicy krążyły różne wieści co oni wyprawiają i jacy są okrutni wobec ludności cywilnej. Mama była już na ostatnich nogach przed porodem. W domu było nas sześcioro: mama, tata, Henryk, Marysia, Zosia i Ja. Tata postanowił, że schronimy się u jego rodziców, a naszych dziadków mieszkających w Niedobczycach. Mama zapakowała trochę jedzenia jakieś ubrania, porobiła tobołki – my z rodzeństwem mieliśmy poowijać pierzyny w koce. Tato schował porcelanę, obrączki ślubne oraz inne pamiątki pod podłogą poowijane w szmaty i siano. Rano z tobołkami w ręku, z wózkiem z dyszlem załadowanym tym co umieliśmy zabrać, ruszyliśmy do babci.
W domu babci, a w zasadzie piwnicy byli już krewni taty. Wieczorem zaczęły się strzały i huk jakby trzęsienie ziemi nastąpiło. Szyby w oknach, które były zalepione taśmą, powypadały. Okazało się potem iż niedaleko spadła bomba. Ojciec z wujkiem postanowili po pewnym czasie zobaczyć co się stało. Kiedy chcieli wyjść w drzwiach piwnicy stanęło im przed oczyma trzech żołnierzy rosyjskich którzy bardziej przypominali przedwojennych haderloków. Ojca i wujka skierowali z powrotem do nas. Pierwsze zdanie jednego z żołnierzy skierowane do babci: „Matka gdzie wódka? Kto wy?” W piwnicy ukrywała się z nami siostra taty – Wanda. Jeden z żołnierzy powiedział jej, że jeżeli z nim pójdzie dostanie zegarek i sweter. Wanda odmówiła. Rozzłoszczony Rosjanin – kompan tego oferującego Wandzie sweter, na dodatek pijany, krzyknął „Dawaj burżuj pod ścianę”. Wszyscy musieliśmy wyjść na zewnątrz, stanąć pod drzwiami stodoły i czekać na strzały skierowane w naszą stronę przez wyzwolicieli. Ciężarna mama klękła i zaczęła prosić, aby nas nie rozstrzelali. Babcia nawet powiedziała do naszego kata bierz krowę, konia – tyko nie zabijaj. Kiedy staliśmy i patrzeliśmy na płacząca mamę podjechała ciężarówka. Z ciężarówki wyszedł jakiś wyższy rangą żołnierz, może oficer, w każdym razie lepiej ubrany niż ci trzej towarzysze. Zapytał co się dzieje i zabronił strzelać w naszą stronę naszemu niedoszłemu oprawcy. Zabrał naszego kata za stodołę i po chwili usłyszeliśmy strzał – zastrzelił naszego niedoszłego oprawce. Jego ciało zostało wrzucone przez jego dwóch towarzyszy na ciężarówkę po czym odjechali.
Po trzech dniach od całego zajścia tato postanowił udać się do naszego domu, aby sprawdzić co się z nim stało. W nasz dom uderzyła bomba niszcząc cały róg domu. Na strychu ojciec zobaczył powybijane dachówki, pełno niemieckich lornetek obserwacyjnych oraz mapy. Jak się później okazało Niemcy po naszej ewakuacji zrobili sobie tam punkt obserwacyjny. Na naszej ulicy został tylko sąsiad z synem i ich krewnym aby pilnować dobytku – niestety jak się ojciec później dowiedział Rosjanie szabrujący w naszym domu uznali ich za szpiegów niemieckich przebranych po cywilnemu i rozstrzelali ich u nas w stodole na klepisku. Tato po powrocie zrelacjonował nam co zastał, opowiedział o zabitym sąsiedzie w naszej stodole. Wszyscy po wysłuchaniu opowieści ojca poszliśmy spać. Rano tato postanowił, że pójdzie do naszego domu po rzeczy, które ocalały z uderzenia bomby. Około południa babcia posłała mnie po akuszerkę mama zaczęła rodzić. Urodziła się Urszulka! W miedzy czasie przyszedł kuzyn ojca i krzyknął „Rybnik wyzwolony”. W okolicach 30 marca wróciliśmy do domu po kilkudniowych przeżyciach, aby móc odbudowywać to co uległo zniszczeniu, aby móc po 6 latach żyć w ciszy i spokoju.
Wysłuchał i spisał: Paweł