Jeszcze do niedawna tajemnicą owiane były tragiczne wydarzenia, do jakich doszło w 27 i 28 stycznia 1945 r., wtedy jeszcze, w podrybnickich Stodołach.
Krzyż okolicznościowy
W wyniku ofensywy Armii Czerwonej w styczniu 1945 r., w okolicach Rybnika pojawiły się sowieckie oddziały. W kierunku na Rudy, wycofywała się grupa kilkunastu niemieckich żołnierzy, którzy postanowili zatrzymać się właśnie w Stodołach. Jak podają żyjący świadkowie tamtych wydarzeń, Niemcy nie próbowali wchodzić do domów. Natomiast starali się wezwać pomoc, układając na jedynej wówczas drodze w Stodołach, znaki rozpoznawcze z leżących opodal dachówek. Zgodnie z ich przewidywaniami zostali zauważeni z powietrza. Nad Stodołami pojawił się wkrótce samolot Luftwaffe, jednak nie wylądował, ale kilkukrotnie nisko przeleciał nad miejscowością a następnie odleciał. Niemcy zdecydowali pozostać w Stodołach, jak się zdaje, aby poczekać na ratunek następnego dnia. Szukali schronienia w przydrożnych rowach i pomiędzy licznymi wówczas we wsi drzewami. Jednak późnym wieczorem tego samego dnia, do Stodół od strony Rybnika wjechał oddział rozpoznawczy Armii Czerwonej. Wywiązała się krótka, ale intensywna wymiana ognia a następnie radziecki oddział wycofał się. Jak się wkrótce okazało nie na długo. Pod osłoną nocy, do wsi wjechały na kilku ciężarówkach oddziały Armii Czerwonej. Po raz kolejny doszło do wymiany ognia, tym razem jednak o wiele gwałtowniejszej. W wyniku walk prawdopodobnie zginęło 6 Rosjan a kilku było rannych. O stratach niemieckich nic nie wiadomo, jako że wykorzystując ciemności, żołnierze niemieccy uszli ze Stodół do pobliskich lasów, zbierając ze sobą rannych. Rankiem, 27 stycznia, do miejscowości przybyły dalsze oddziały Armii Czerwonej, wsparte czołgami. Rozpoczęły się poszukiwania niemieckich żołnierzy, w domach i obejściach. Nie przyniosły one jednak żadnych rezultatów. W tej sytuacji, sowieci zaczęli podejrzewać, że to mieszkańcy Stodół ich ostrzelali. Dwóch radzieckich żołnierzy, być może uczestników wcześniejszego patrolu, poszukując winowajców wcześniejszej strzelaniny, wskazało na 5 mężczyzn: Józefa Mierę, Emanuela Konkola, Wiktora Marszołka, Piotra Starzec i Franciszka Piechę, obarczając ich odpowiedzialnością za śmierć swoich towarzyszy. Nie jest jasne, jakimi metodami „dochodzeniowymi” posługiwali się żołnierze radzieccy wskazując właśnie na nich. Chyba jedyną ich „winą” był fakt, że mieszkali w pobliżu niedawnej strzelaniny, oraz to, że w okolicy ich domów znaleziono poległych radzieckich żołnierzy. Pod pretekstem pójścia „na roboty” zabrano ich z domów. Następnie radzieccy żołnierze zamkneli się z nimi w piwnicach dawnego domu celnego. Nikt z mieszkańców nie wiedział, co się wtedy tam działo. Dopiero rankiem wstrząśnięci mieszkańcy Stodół, w przydrożnym rowie w pobliżu domu celnego, znaleźli zwłoki całej piątki. Wszystkie ciała nosiły ślady tortur. Jedna z ofiar, miała w ustach i nosie niedopałki papierosów. Inny ze zmaltretowanych mieszkańców miał wydłubane oczy. Po znalezieniu ciał, mieszkańcy wsi zrobili z desek prowizoryczną trumnę, w której położyli całą piątkę. Następnie pochowano ich w pobliżu domu celnego, we wspólnej mogile, niedaleko miejsca, gdzie zostali odnalezieni. Kiedy mieszkańcom wydawało się iż jest to już koniec tragedii, po kilku dniach, ponownie pojawili się w Stodołach oficerowie radzieccy, szukający sprawców tamtych wydarzeń. Tym razem kazali się zebrać wszystkich mężczyzn ze wsi, z łopatami i kilofami. Następnie kazano im kopać duży rów. Wiele wskazuje na to, że czerwonoarmiści chcieli ich wszystkich najzwyczajniej rozstrzelać. Jednak jeden z ciężko rannych żołnierzy radzieckich, kategorycznie zakazał strzelania do cywilów, potwierdzając, iż strzelali do nich tylko żołnierze niemieccy. W ten sposób, jak się zdaje, zapobiegł jeszcze większej zbrodni i ocalił życie wielu mieszkańcom Stodół. W kwietniu, 1945 r. kiedy front już oddalił się z terenów G. Śląska i Rybnika, ciała pomordowanych przewieziono i pochowano na cmentarzu w Rudach. Na miejscu pierwotnego pochówku, mieszkańcy postawili pamiątkowy krzyż. Krzyż ten zresztą do dziś stanowi pewną zagadkę. Jego poszczególne elementy przywieziono z cmentarza w Rudach. Jeszcze dziś, na tylnej części krzyża, widoczny jest nieczytelny ślad po starym napisie nagrobnym, zaś na postumencie widnieje nazwisko „F. Kokes”, być może jest to podpis kamieniarza.
Przez długi czas jedynie ten krzyż i dość ogólnikowy napis pod nim: „Proszę Ojcze nasz i zdrowaś Mario za tragicznie zmarłych na tym miejscu” przypominały o tej tragedii mieszkańcom Stodół, bo właściwie ta historia była znana jedynie im. Przez lata PRL-u, nikt o zbrodni głośno nie mówił. Jedynie mieszkańcy wsi stale pamiętali o swoich bliskich. Dopiero wiosną 2006 r uroczyście odsłonięto pamiątkową tablicę. Jest na niej krótka notka, która teraz znacznie lepiej oddaje to, co naprawdę wydarzyło się w styczniu 1945 r. w Stodołach.