Krótka historia rodziny Manneberg z Rybnika
Według mojego taty – Hansa Leopolda Manneberga nasza rodzina mieszkała w Rybniku i jego okolicy przez setki lat. W XIX wieku większość męskich członków mojej rodziny była nauczycielami. Mam pisemny dowód na to, iż 15 czerwca 1869 roku, Leopold Manneberg z Ragin (?) ożenił się z Rozalią Perl. Ślub miał miejsce w Beuthen (Bytomiu). Leopold i Rozalia mieszkali w wynajmowanym mieszkaniu w samym centrum Rybnika, zwanym rynkiem.
Rozalia prowadziła maleńki sklep ze sprzętem dla domu i kuchni. Leopold zaś był nauczycielem. Po jakimś czasie został dyrektorem szkoły żydowskiej w Rybniku. Był też jednym z liderów miejscowej żydowskiej społeczności.
Para ta miała troje dzieci: m. in. jedną córkę, która urodziła się z upośledzeniem umysłowym, oraz syna Josepha (mojego dziadka), który urodził się 1 maja 1874 roku w Rybniku. Gdy dziadek zakończył podstawową edukację w Rybniku został wysłany do miasta Beuthen (Bytomia), gdzie zamieszkał w domu żydowskiego kupca, u którego odbywał praktykę ucząc się zarazem sztuki handlowania. Jego mama – Rozalia zmarła bardzo młodo. Joseph musiał więc wrócić do domu, by pokierować jej małym sklepem. Po jakimś czasie udało mu się znacznie ten interes rozwinąć. Joseph ożenił się z dziewczyną o imieniu Hedwig (po polsku Jadwiga, po hebrajsku Leah). Jej rodowe nazwisko było Schwartz.
Joseph i Hediwg mieli czwórkę dzieci.
Pierwsza urodziła się Rozalia (Rozel). Drugim z rodzeństwa był urodzony w 1903 roku Ernst (po hebrajsku Menachem). Następne dziecko moich dziadków zmarło w niemowlęctwie. Ostatni urodził się Hans Leopolad (Jan po polsku, lub Yehudah po hebrajsku), czyli mój ojciec. Hans przyszedł na świat w 1918 roku, czyli wiele lat po swoim rodzeństwie.
Najstarsza córka, czyli Rozalia poślubiła Max’a Guttmanna, którego rodzina wywodziła się z Królewskiej Huty (dawniej Königshutte, obecnie Chorzów). Ernst z kolei ożenił się z Ilse Taterka, z którą miał dwóch synów Klausa (Jocoba) i Michaela. Klaus obecnie mieszka w Niemczech, a Michael osiedlił się w Szwajcarii.
Na początku XX wieku Rybnik był miastem należącym do Niemiec. Gdy wybuchła pierwsza wojna światowa mój dziadek Joseph Manneberg został powołany do armii niemieckiej. Służył na froncie w Belgii. Gdy wojna dobiegła końca powrócił do Rybnika i dalej rozwijał swoją firmę z materiałami budowanymi. Na pewno był przedsiębiorcą odnoszącym sukcesy.
Powinienem dodać, iż w plebiscycie, który przeprowadzono na Górnym Śląsku w marcu 1921 roku, Joseph oraz jego żona Hedwig (a tym samym, w sposób pośredni, ich najmłodszy syn, a przyszły mój ojciec – Hans) optowali za Polską. Zadecydowali również o przyjęciu obywatelstwa polskiego podczas, gdy reszta rodziny głosowała w plebiscycie za Niemcami. W okresie międzywojennym biznes Mannebergów się dalej rozwijał, dzięki czemu Rozalia Guttmann (córka Josepha) dostała swój własny sklep z galanterią w głównej kamienicy rodzinnej przy ulicy Sobieskiego 15 w Rybniku.
Ernst Manneberg i jego szwagier Max Guttmann prowadzili interesy w Niemczech (granica niemiecka była bardzo blisko i obywatele niemieccy mieszkający w Rybniku mogli pracować po jej drugiej stronie). Hans, czyli mój tata uczęszczał do niemieckiego gimnazjum w Rybniku.
Po dojściu do władzy nazistów w Niemczech i wraz ze wzrostem antysemityzmu na tym terenie, mój dziadek Joseph zaczął myśleć o wyjeździe do Palestyny. Przedtem jednak, tj. w 1934 r. postanowił sprawdzić wszystkie możliwości emigracji. Dziadek był zwolennikiem syjonizmu jak i jego ojciec, a mój pradziadek Leopold. Leopold Manneberg brał nawet udział w Żydowskiej Konferencji Chowewej Syjon w 1884 roku w Katowicach. Konferencja ta popierała żydowskie osadnictwo w Palestynie, będącej wówczas częścią imperium osmańskiego. W swoją podróż „rozpoznawczą” Joseph zabrał zięcia Maxa Guttmanna. W tamtym czasie Ernst i jego żona Ilse byli w podróży poślubnej. Po powrocie dziadka z Palestyny cała rodzina się razem zebrała, by postanowić o emigracji bądź pozostaniu w Polsce. Mój dziadek zaakceptował to, że większość rodziny była przeciwna emigracji do Palestyny, która wówczas już była pod mandatem brytyjskim i zadecydował o pozostaniu w Rybniku oraz o dalszym rozwijaniu swej firmy, zajmującej się głównie sprzedażą materiałów budowlanych.
Niestety antysemityzm w Niemczech narastał i z jego powodu Ernst i Max musieli zrezygnować z pracy za granicą Polski. Przyłączyli się do interesów ojca i teścia, czyli Josepha (Józefa) Manneberga. Nazistowska propaganda stopniowo zaczynała wnikać i w niemieckojęzyczną społeczność Rybnika, przez co mój ojciec musiał zrezygnować z nauki w gimnazjum niemieckim. On również dołączył do pracy w rodzinnej firmie Mannebergów.
W latach 1937 – 1938 większość rodziny wyemigrowała do Palestyny, mimo uprzednich wątpliwości. Tylko Józef, jego żona Jadwiga oraz ich najmłodszy syn Jan (Hans) pozostali w Rybniku. Wszyscy oni byli obywatelami polskimi. Biznes Józefa rozwijał się naprawdę wyśmienicie i rozszerzył się poza miasto. Józef cały czas starał się sprzedać swoją firmę oraz nieruchomości – niestety bez rezultatu. W międzyczasie Jan (Hans) otrzymał zawiadomienie o poborze do polskiej armii. Coraz bliżej były słyszalne „bębny wojenne” i mój dziadek zaczął sobie zdawać sprawę z tego, iż rodzina jest w wielkim niebezpieczeństwie. Sprzedał więc wszystko na szybko, niestety wiele przez to tracąc. Na szczęście udało mu się wyjechać z kraju i dostać się do Palestyny wraz z żoną. Janek (Hans) – mój tata wyjechał do Palestyny na podstawie wizy turystycznej w maju 1939 roku, czyli wszystko odbyło się krótko przed wybuchem II wojny. Nieżydowski przyjaciel mojego dziadka z lat szkolnych, który w tamtym czasie był w Rybniku policjantem, pomógł mu uzyskać wszystkie niezbędne zezwolenia i tym samym ocalił jego życie, życie mojej babci Jadwigi oraz mojego taty, który wtedy miał 21 lat.
Kilka słów o siostrze mego taty, czyli Rozalii Guttmann która, jak już wspomniałem, prowadziła w Rybniku sklep z galanterią dla pań. Otóż Rozalia i jej mąż Max brali ślub w Bytomiu (wówczas Beuthen) w hotelu Kaiserhof. Mam u siebie kolekcję około 150 telegramów, które wówczas otrzymali.
Jak już wspomniałem rodzina Guttmannów nie pochodziła z Rybnika. Ciocia Rozalia (Róża) i jej mąż Max wyjechali do Palestyny w latach 1937 – 1938. Osiedlili się w Tel Awiwie. Mieli dobrze prosperującą klinikę kosmetyczną, specjalizującą się w pedicure, czyli w zabiegach kosmetycznych paznokci u stóp. Klinikę tą założyła szwagierka Maxa – Ilse Guttmann. To ona uzyskała licencję od angielskiej firmy Dr Scholl’s, co umożliwiło jej sprzedaż produktów tej marki.
To właśnie w tej klinice mój ojciec poznał moją mamę Sofie Oko, uchodźczynię z Niemiec. Mama bowiem, wtedy bardzo młoda dziewczyna, pracowała właśnie w klinice Guttmannów jako specjalistka od pedicure. Tata zaraz po przyjeździe do Palestyny udał się do kliniki, by odwiedzić swoją starszą siostrę Rozalię i tam doszło do pierwszego spotkania rodziców.
Moi rodzice pobrali się w 1940 roku w Tel Awiwie. Ja zaś przyszedłem na świat rok później. W 1948 roku, po powstaniu państwa Izrael, wszyscy członkowie mojej rodziny uzyskali obywatelstwo izraelskie. Rozalia i Max Guttmannowie nie mieli dzieci. Przez cały czas mieszkali w Tel Awiwie w tym samym mieszkaniu. Mój urodzony w Rybniku – dziadek Joseph Manneberg zmarł 15 sierpnia 1952 roku, w wieku 78 lat. Byłem na jego pogrzebie. Został pochowany w Tel Awiwie na cmentarzu Kirjat Shaul. Poniższe zdjęcie Józefa zostało zrobione w dniu złotych godów moich dziadków.
„
Jego syn, czyli mój wujek Ernst wyjechał z Izraela do Niemiec w 1957 roku. Tam też jest pochowany wraz ze swoją żoną Ilse.
Kiedy dorastałem, mój ojciec nigdy nie rozmawiał o swoich wspomnieniach z Rybnika. Jeszcze gdy mieszkaliśmy z dziadkami słuchałem opowieści o Rybniku od dziadka Josepha. Pamiętał polskich rolników, którzy byli raczej biedni, a którym starał się pomagać sprzedając materiały budowlane „na kredyt”. Pamiętam jedną opowieść o biednej polskiej rodzinie, której dawał karteczki, z którymi szli do piekarza i kupowali chleb na rachunek dziadka. Niektórzy z miejscowych, którzy nie mogli zapłacić za towary, przynosili mu jajka, czy warzywa jako zapłatę. Wiele lat później mój ojciec opowiadał mi, jak to mógł sobie hodować kurczaczka, którego dostali w formie zapłaty. Opowiedział mi też historię o kozie, którą pozwolono mu trzymać na strychu w domu. Koza czekała na niego codziennie gdy wracał po szkole do domu. Niemiecka opiekunka o imieniu Anna, która mieszkała z rodziną, a która de facto była niańką mojego taty i go wychowywała, nie przepadała za kozą i jej obecnością w domu dziadków. Jednego dnia, gdy mój tato wrócił ze szkoły do domu powiedziano mu, iż kozę wywieziono do rzeźnika. Mój prawie 80 – letni ojciec miał łzy w oczach, gdy opowiadał mi tą historię z dzieciństwa.
Ojciec był raczej rozpieszczonym dzieckiem, późno wydanym na świat przez zamożnych rodziców. Przeprowadzka do Palestyny, czyli do kraju relatywnie wówczas zacofanego, status uchodźcy bez zawodu i pieniędzy, brak znajomości języka – to wszystko było dla niego bardzo trudne. Gdy chodził do niemieckiego gimnazjum w Rybniku, niektórzy z nauczycieli mieli antysemickie nastawienie. Jak już wspominałem, ojciec został w zasadzie zmuszony do przerwania szkoły. W tamtym okresie istniały również polskie środowiska proniemieckie, więc mój ojciec ostatnie lata w Rybniku spędził raczej odizolowany od społeczeństwa, spotykając się jedynie z grupą bliskich przyjaciół. Wiem, że ojciec miał kolegów i koleżanki w Rybniku, ale nigdy mi o nich nie opowiadał i przez to nic o nich nie wiem. Poniższe zdjęcie zostało zrobione w Rybniku, krótko przed jego wyjazdem.
W 2006 roku zdecydowałem wraz z moją żoną Ruth, że odwiedzimy Rybnik. Poprosiliśmy ojca (miał wtedy 88 lat), by nam towarzyszył. Odmówił i powiedział, iż to jest rozdział w jego życiu, który jest już zamknięty. Ale sądzę, iż był szczęśliwy, że pojechałem odwiedzić miejsce, w którym się urodził. Zadzwoniłem do niego z telefonu komórkowego siedząc na rybnickim Rynku w pobliżu fontanny. Powiedziałem mu gdzie jestem. Weszliśmy również do kamienicy pod numerem 15 przy ul. Sobieskiego. Zwiedziliśmy górne piętro, którego część została zaadoptowana na biuro architektoniczne. Chociaż prawie nikt z pracowników nie znał angielskiego, to uprzejmie pozwolono nam rozejrzeć się po biurach. Jedna osoba trochę znała angielski i zrozumiała kim jesteśmy. Moja żona Ruth mogła skorzystać z Internetu. Gdy byłem w Rybniku, to zdumiało mnie, iż leży on tak blisko Auschwitz. Ojciec o tym nigdy nie wspominał, choć na pewno o tym wiedział.
Na pytanie o wspomnienia ojca z Rybnika, mogę powiedzieć, że były to dla niego dobre czasy, choć późniejsze straszne wydarzenia zablokowały go, uniemożliwiając tym samym rozmowy na ten temat.
Na koniec chciałbym powiedzieć, iż i ja byłem nauczycielem przez całe moje dorosłe życie, tak jak wielu moich przodków z rodziny Manneberg.
Dr Eliezer Manneberg, Izrael