cze 042008
 

W tym roku przypada 150 rocznica utworzenia w Rybniku Urzędu Miar (pruska/niemiecka nazwa: Aichamt/Eichamt). Założony jeszcze w Prusach przez 3 wieki prawie nieprzerwanie działał. Niestety z pierwszego okresu działalności od roku 1858 do momentu przyłączenia Rybnika do Polski po powstaniach brak jest informacji o jego działalności, oprócz dokładnej daty powstania. Poszukuję jakichkolwiek informacji na ten temat oraz przyrządów pomiarowych takich jak wagi czy odważniki, które mogą mieć związek z tym urzędem lub sygnowane są cechami polskimi 5UM5 lub 5RP5 lat 1922 do 1939 lub niemieckimi 5DR39 z okresu do 1914 i 1939 do 1945 lub 5DR18 z okresu 1914 do 1922. Jeśli ktoś posiada jakieś informacje na ten temat to proszę o kontakt na e-mail: sajmon.fm@poczta.fm

paź 012007
 

Żory, Wodzisław, Jastrzębie…

Poszukujemy osób z w/w miast gotowych współpracować z Nami przy tworzeniu strony – pragniemy stworzyć działy dotyczące tych miejscowości. Gwarantujemy prawie nieograniczoną przestrzeń dyskową do umieszczania artykułów, pomoc w redagowaniu, fotografowaniu, dostęp do potrzebnych map. Wszelkie opracowania będą publikowane z Nazwiskiem (nickiem) autora. Chętne osoby prosimy o kontakt z którymkolwiek administratorem serwisu. Serdecznie zapraszamy do współpracy!

kwi 302007
 
Na podstawie pamiętnika Józefa Sobika – późniejszego więźnia kilku obozów koncentracyjnych, opracował Jerzy Klistała).

W ostatnich dniach sierpnia radiowe komunikaty o nasilonym naruszaniu granic przez Niemców nie wróżyły nic dobrego. Matka wraz z dwoma moimi siostrami i ich dziećmi, oraz szwagierka ze swoimi dziećmi, obawiając się działań wojennych w Rybniku, wywiezione zostały przez szwagra Wincentego Chrobota do miejscowości Iłownica koło Bielska. Były przekonane, że w tamtej okolicy będzie spokojniej i bezpieczniej. W domu zostaliśmy więc tylko we trójkę:
ojciec, młodszy brat Alojzy i ja.
Późnym wieczorem 31.08.1939 r. wracałem z kina do domu. Wieczór był bardzo ciepły i wypełniony spokojem. Spokój ten zakłócali jedynie nieco aktywniejsi i ruchliwsi członkowie formacji obrony cywilnej i przeciwlotniczej, w związku z niedawnymi prowokacjami bojówkarzy hitlerowskich w Gotartowicach, Szczygłowicach i Krywałdzie. Zmęczony ciężką, całodniową pracą w warsztacie udałem się na spoczynek i szybko zasnąłem. Obudziłem się jednak wcześniej niż zazwyczaj, gdyż ze snu wyrwał mnie odgłos wystrzałów i głośnych detonacji. Zerwałem się na równe nogi, szybko się ubrałem i wyjrzałem przez okno. Zobaczyłem ludzi uciekających w górę ulicy Wodzisławskiej. Kiedy wybiegłem przed dom, na ulicy było już pusto. W pewnym momencie usłyszałem głośniejszy wybuch. Jak się później dowiedziałem, wtedy właśnie wysadzony został most kolejowy na rzece Nacynie.
W górę ul. Wodzisławskiej, w kierunku szkoły nr 2, maszerowała kompania obywatelskiej formacji Obrony Narodowej. Chcąc sprawdzić, co dzieje się w dalszej części ulicy, pobiegłem Wodzisławską w dół, do Raciborskiej. Niedaleko kościoła Ojców Franciszkanów budowano zaporę przeciwczołgową. Na skrzyżowaniu zobaczyłem, że przy rozgałęzieniu Raciborskiej i Zebrzydowickiej część ulicy przegradzała zbudowana już zapora. Kilku polskich żołnierzy z ciągniętym przez dwa konie działkiem przeciwczołgowym przemieszczało się w kierunku rynku. Wybuchy pocisków i świst kul karabinowych stawały się coraz bliższe i intensywniejsze. Przestraszony tym, co się dzieje, postanowiłem wrócić do domu. Zapora przeciwczołgowa stawiana powyżej kościoła była już gotowa, więc tą częścią drogi nie dało się przejść. Musiałem zawrócić i przejść przez plac przykościelny do ul. Hallera, po czym Wiejską i Wincentego doszedłem wreszcie do budynku, w którym mieszkaliśmy. Po krótkim pobycie w mieszkaniu znowu wyszedłem przed dom. Stała tam już grupka osób równie zaniepokojonych jak ja. Zauważyłem pociski lecące od strony „Maroka” w kierunku szpitala psychiatrycznego. Zobaczyłem też, że czołgi uporały się z zaporą koło kościoła i jadą w górę ulicy, w kierunku szkoły. Ktoś wtedy powiedział, że są to czołgi francuskie, które przyjechały nam, Polakom, na pomoc. Serca nasze zabiły mocniej z radości. W miarę jednak ich zbliżania się nastąpiło rozczarowanie. Były to czołgi niemieckie, szybko więc rozbiegliśmy się do domów. W pobliżu szkoły, gdzie zapora była masywniejsza niż koło kościoła, jedna z maszyn unieruchomiona została celnym strzałem.

Około godziny dziewiątej poszedłem ponownie na skrzyżowanie z Raciborską. Była tam już część niemieckiej dywizji pancernej. Wokół szwargocących żołnierzy i oficerów niemieckich zgromadzili się miejscowi Niemcy, przeważnie przedwojenni kupcy. Z wielką usłużnością znosili „zabiedzonym” żołnierzom żywność. Wśród tych nadgorliwców wyróżniali się m. in. rzeźnik J. Gomola, B. Nowak, P. Zimoń, P. Paluch. Prawdopodobnie użalali się przy okazji, jak źle było im pod rządami Polaków.Nie było wtedy jeszcze zakazu poruszania się, więc poszedłem na rynek. Oczom moim ukazał się bardzo przykry widok – na każdym z przylegających do rynku budynków, z okien ich górnych pięter lub z dachów, powiewały hitlerowskie flagi. W Hotelu Polskim urządziła się wojskowa komendantura. Skrzyżowania ulic obsadzone zostały niemieckimi żołnierzami z karabinami maszynowymi. Renegatów łatwo można było poznać po cywilnych ubraniach z opaskami ze swastyką na rękawach. Wierzyć się nie chciało, ilu poważanych obywateli Rybnika manifestowało teraz swoją sympatię dla Hitlera, jak szybko zamienili polską mowę na niemiecką. Na ulicy Hallera miejscowi wywrotowcy wywiesili transparent z napisem: „Dziękujemy naszemu wodzowi, który nas z wielkiej nędzy wybawił”.

Przez kilka pierwszych dni okupacji sklepy i zakłady pracy były zamknięte. Polacy, którzy przezornie wyjechali poza okolice Rybnika – jak moja matka, siostry i szwagierka – wracali już do swoich domów. Wielu z nich było przerażonych wprowadzonymi zmianami. W poszczególnych dzielnicach miasta. Niemcy utworzyli Ortsgrupy – sekretariaty dzielnicowe NSDAP. Rozpoczęły się aresztowania. Ze szczególną gorliwością zamykano byłych powstańców śląskich i inteligencję rybnicką.
Mój brat, Stanisław, ewakuowany został wraz z innymi pracownikami poczty na Węgry. Wrócił jednak, kiedy żona wysłała do niego listy z prośbą o powrót do domu. Mój drugi brat, Ludwik, służył w polskim wojsku. Po rozbiciu jego oddziału także i on powrócił do domu.
Niedługo po rozpoczęciu urzędowania władzy niemieckiej wezwani zostaliśmy wraz z innymi mieszkańcami naszej ulicy do szkoły nr 2, aby się zarejestrować. Rejestracji towarzyszyła tzw. palcówka (Fingerabdruck). W wypełnianym przez nas formularzu napisaliśmy, że jesteśmy Polakami, a naszym macierzystym językiem jest polski. Gdy Staszkowi zwrócono uwagę na to, że jest Ślązakiem – a więc Niemcem, odpowiedział: „Jeżeli murzyn jest czarny, to nie może mówić, że jest biały”. Po kilku latach, kiedy znalazł się w KL Auschwitz, Gestapo przypomniało mu na przesłuchaniu te słowa.
W czasie okupacji pracowałem nadal w kuźni ojca. Na szczęście Niemcy nie zabrali ojcu warsztatu, chociaż mieli taki zamiar. Polacy musieli oddać służbom okupanta swoje radia. Za posiadanie radioodbiornika bez zezwolenia i słuchanie zagranicznych stacji Niemcy grozili śmiercią. Mieszkania pozostawione przez Polaków, którzy nie wrócili z ewakuacji, zostały przez Niemców opieczętowane, a następnie ograbione z najbardziej wartościowych rzeczy. Z czasem wprowadzały się do nich niemieckie rodziny. Najwięcej takich mieszkań okradł handlarz meblami L. Damis. Inny renegat, kupiec Larisch, przywłaszczył sobie duży sklep po J. Wilczyńskim.
Terror władz okupacyjnych odczuwalny był na każdym kroku. Gdy jednostki SA maszerowały z hitlerowską flagą, a któryś ze stojących obok cywilów nie podniósł ręki w oznaczającym pozdrowienie hitlerowskie geście „Heil”, natychmiast był bity po twarzy przez funkcjonariuszy SA. Szczególnie gorliwi byli w tym Krakowczyk i Grabmeier. Pamiętam to tak dobrze, gdyż sam w takich właśnie okolicznościach dostałem w twarz od Grabmeiera.
Kiedy wprowadzono zakaz rozmawiania po polsku, niemieccy kupcy powywieszali w swoich sklepach tabliczki z napisem: „Tutaj obowiązuje tylko język niemiecki”. Niektórzy nadgorliwcy, jak np. Sladky, Mandrela, Larisch, Paluch, Sobczyk, Sodoman, Zimoń, Weigeman i wielu im podobnych, zakazywali pracownikom swoich sklepów i restauracji obsługiwać klientów, którzy rozmawiali po polsku, a nawet kazali takie osoby wyrzucać z lokalu.
mar 192007
 
Do niedawna mieszkałem w rybnickiej dzielnicy – „Smolna”. Szkołą mojego dzieciństwa była Sp-2 (w moich czasach nazwana imieniem porucznika Kalinowskiego). Do niedawna nie zdawałem sobie sprawy jakie dramatyczne wydarzenia miały miejsce we wrześniu 1939 w okolicy w której mieszkałem i uczyłem się.
Mapa z zaznaczonym miejscem wydarzeń

Mapa z zaznaczonym miejscem wydarzeń

W czerwcu 1939 roku rozpoczęto działania w zakresie umocniania fragmentu granicy przebiegającej w okolicy Rybnika. Po zakończeniu roku szkolnego w budynkach szkolnych rozmieszczono kompanie wojska – Batalion Obrony Narodowej „Rybnik”. Następnie rozpoczęto budowę betonowych „bunkrów” – na Smolnej znajdował sie przy ulicy Raciborskiej.

Budynek starej szkoły

Budynek starej szkoły

Nowy budynek szkoły

Nowy budynek szkoły

Na polach należących do browaru a znajdujących się przy ulicy Jankowickiej rozpoczęto kopanie rowów przeciwpancernych. W sierpniu niektórzy mieszkańcy dzielnicy rozpoczęli wyjazdy w głąb kraju(wyjazdy takie zorganizowało dla rodzin swoich pracowników miedzy innymi PKP). 1 września dzielnica Smolna znalazła się na pierwszej linii uderzenia wojsk niemieckich. Na tym odcinku opór wojska niemieckim stawiała Rybnicka kompania ON (9 kmp 203 pp rezerwy) kpt Jana Kwaśniewskiego z trzema ckmami – broniła rejonu wlotu od ul Raciborskiej i Wodzisławskiej, wraz z trzema działkami ppanc 37mm należącymi do plutonu ppor Ignacego Sochy (15 karabinów ppanc przydzielono kompaniom). Jednocześnie na drogach rozmieszczono zapory przeciwpancerne otoczone minami. Na ulicy Wodzisławskiej zapory takie znajdowały się na wysokości klasztoru oo Franciszkanów i szkoły SP – 2. około godziny 8 rano rozpoczął się atak niemiecki w stronę rynku. Ulicami Wandy, Zebrzydowicką i Raciborską ruszyły kolumny wozów pancernych. Bardzo sprawnie omijały przeszkody, pola minowe – informacje na ich temat opracowane zostały przez ludzi z mniejszości niemieckiej zamieszkującej ten teren. Dwa działka przeciwpancerne zniszczyły 2 i uszkodziły kilkanaście wozów pancernych. W tym samym czasie w rejonie szkoły stacjonował pluton bedący odwodem. Dowódca kompani ON kpt. Kwaśniewski poinformował żołnierzy o zbliżających się ulica Wodzisławską od strony rynku 6 niemieckich czołgach. Pluton ulokował się w rowie na poboczu ulicy Wodzisławskiej u wylotu ulicy Gwarków. Czołgi podjechały w okolice wylotu ulicy Szkolnej. Na wyposażeniu plutonu był jeden karabin przeciwpancerny typu kb. UR obsługiwane przez Jana Drozdka oraz Franciszka Piechaczka i Ostarka (piekarza z Piasków)

Karabin przeciwpancerny wzór 35 (kb ppanc wz.35), znany także jako Ur

Karabin przeciwpancerny wzór 35 (kb ppanc wz.35), znany także jako Ur

Szeregowy Drozdek oddał kilka strzałów w stronę nadjeżdżających wozów pancernych. Pierwszy z nich został unieszkodliwiony i uderzył w słup ogłoszeniowy znajdujący się przed sklepem spożywczym (dzisiaj punkt sprzedaży okien)

Sklep przed którym został unieszkodliwiony

Sklep, przed którym został unieszkodliwiony wóz pancerny

Widok w stronę Rybnika

Widok w stronę Rybnika

Niemcy obłożyli cały teren ogniem karabinów maszynowych by móc ewakuować załogę trafionego czołgu. Następnie czołgi wycofały się ulicą wodzisławską w stronę rynku. Z trafionego czołgu żołnierze polscy wynieśli mapy. Po godzinie Niemcy ponowili atak – udało im się przedrzeć drogą w stronę Zamysłowa. Pluton WP ukrył się w tym czasie w stodole przy ulicy Gwarków po czym wycofał się w kierunku na Żory.

Z innych wydarzeń 1 września – wysadzenie wiaduktu nad Nacyną, obrona miasta Rybnik.

W roku 1945 w tej samej okolicy miały miejsce rownie dramatyczne i zdecydowanie bardziej tragiczne wydarzenia – ale o tym innym razem.

Opracowano na podstawie wydawnictwa Longina Musiolika „Nasza mała ojczyzna – kronika gminy Smolna” .

lut 202007
 

Lokalizacja koszar polowych (poligonowo-magazynowych) w tym miejscu nie była przypadkowa. Żołnierze rybnickiego batalionu bardzo blisko mieli na poligon z koszar przy ul Gliwickiej. Teren poza miastem, zalesiony, z łąkami i polanami, lekko pagórkowaty świetnie nadający się na taktykę i ćwiczenia wojskowe. Poligon i magazyny powstały prawdopodobnie w latach gdy zaczęła stacjonować w mieście jednostka 75pp.

Lokalizacja poligonu

Lokalizacja poligonu

Do dziś zachowały się okopy (transzeje poligonowe dla piechurów ), ruiny infrastruktury jak:  magazyny – 5 obiektów, zawalony magazyn amunicyjny i materiałów niebezpiecznych, okolone wysokim walem ziemnym z świetnie zachowaną drogą dojazdową, budynki wartowni (prawdopodobnie) kilka stanowisk ziemnych, (przypuszczalnie) ziemianek stosowanych w tamtych czasach. W stanie idealnym zachowała się strzelnica, pierwotnej długości ok 340m. Początek strzelnicy zaczynał się kolo torów kolejowych linii Rybnik -Mikołów. Dziś jest w tym miejscy strzelnica myśliwska. W połowie odległości pomiędzy strzelnicami znajduje się betonowe stanowisko obserwacyjne (bądź strzeleckie). Strzelnica była przygotowana do strzelań na 300, 150 i 100m. Świetnie zachowany kulochwyt a dokładnie za nim, zawalony magazyn amunicyjny. Nie jest wykluczone iż w czasie wojny użytkowali te obiekty Niemcy, gdyby tak nie było dziwiłbym się bardzo. Później pewnie skorzystali z tego nadchodzący Rosjanie, tym bardziej że właśnie w tych okolicach przebiegała linia frontu w 1945. Nie wiadomo nic na temat stacjonowania większych jednostek na tym terenie po wojnie. Nie mniej jednak, usłyszeć można wśród okolicznych mieszkańców krążące opowieści (informacje) iż w czasie układu warszawskiego jakieś jednostki wojskowe korzystały z tego poligonu. Obecnie gospodarzem strzelnicy jest rybnicki LOK, oraz rybnickie kolo myśliwskie, dlatego też strzelnica jest utrzymana w tak dobrym stanie. Oczyma wyobraźni widać jak z koszar przy ul Gliwickiej, wyrusza ze śpiewem pluton za plutonem w szyku marszowym na ćwiczenia. To 1/75pp z Rybnika. Tymi samymi oczyma widać powracających znużonych żołnierzy, ale mimo wszystko radosnych do koszar, cieplej strawy i wyra (pryczy). Widać zadowolonych dowódców, w śród nich Kotucz, Ogrodowski, Mażewski, Glenc i inni zadowoleni z tego że ich podkomendni kolejny raz sprawdzili się na poligonie. Zwłaszcza że sytuacja polityczna w ostatnim czasie pokazuje że wojna nadciąga nieuchronnie. Sięgając myślami w tamte lata, można sobie wyobrazić jaki ruch i gwar panował w tych okolicach, odgłosy strzałów słychać i dziś gdy są strzelania na obu strzelnicach.
Zapraszam do zwiedzania tych okolic, na spacery, bo coraz mniej pamiątek pozostaje po II RP.

Magazyny i strzelnica

Magazyny i strzelnica

Droga i pozostałości bramy wjazdowej poligonu

Droga i pozostałości bramy wjazdowej poligonu

 

Pozostałości ogrodzenia

Pozostałości ogrodzenia

 

Pozostałości infrastruktury

Pozostałości infrastruktury

 

 

Budynek wartowni (?)

Budynek wartowni (?)

lut 132007
 
„Specjalna lista gończa” – księga stworzona w maju 1939 przez niemiecką służbę bezpieczeństwa SD. Lista zawierała nazwiska, daty urodzenia oraz adresy zamieszkania Polaków uznawanych za szczególnie niebezpiecznych dla III Rzeszy. Znaleźli się na niej politycy, przedstawiciele duchowieństwa, powstańcy śląscy, przedstawiciele kultury i sztuki.
Cała lista obejmowała okolo 61 tysięcy nazwisk. Rybnicka lista obejmowała prawie 200 nazwisk. Wsród nich znalazly sie osoby wielce zasłużone dla Rybnika jak:
  • Maksymilian Basista
  • Paweł Cichecki (Vorreiter)
  • Ignacy Knapczyk
  • Alfons Mrowiec
  • Nikodem Sobik
  • Artur Trunkhart
  • Jan Wyglenda
Cała operacja nosiła nazwę „Tannenberg”- dowodził nią Reinchard Heydrich, mający pod swoją komendą 8 Einsatztruppen. W Rybniku aresztowanych umieszczano w więzieniu sądowym, w rybnickim gestapo. Przewożono ich następnie do wiezienia w Mysłowicach lub obozów koncentracyjnych.
Sonderfahndungsbuch Polen
gru 012006
 
Na bocznej ścianie budynku kamienicy w Rybniku, zobaczyłem ślady po pociskach. Bardzo mnie to zainteresowało. Postanowiłem więc popytać i sprawdzić ich pochodzenie. Są to „blizny” zarówno z września 1939 jak i z marca 1945. Kolumna wojsk niemieckich (we wrześniu 1939) nacierając na nasze miasto od strony szpitala, czyli ulicą Gliwicką szybko wypierała polskie jednostki z Rybnika. Prowadząc ostry ostrzał, wozy bojowe (czołgi) jak i piechota, uderzając na rynek a następnie po opanowaniu miasta w kierunku Żor, zostawiła po sobie ostrzelane domy, nie tylko na tej ulicy. Trzeba pamiętać, że w koło nie był takiej zabudowy jak teraz, a ulica jest dość wysoko usytuowana. Podczas okupacji, wiadomo nikt tego nie otynkował. Potem w 1945 Armia Czerwona ostro wypierała niemieckie jednostki z miasta. Znowu posypały się pociski. Teraz Rosjanie atakowali od strony szpitala psychiatrycznego. Po raz kolejny żołnierze (wyzwoliciele) podpisali się na kamienicach w tej części miasta. Większość zabudowań została po wojnie odnowiona, więc namacalny ślad wojny został zatarty, choć spacerując tą ulica można jeszcze na innych obiektach dopatrzyć się wojennych ran… Informacja ta, pochodzi od człowieka, który przeżył wojnę, potem remontował budynek w środku i przekazał te wiadomości obecnym właścicielom kamienicy.