mar 192008
 

Po wakacjach które kolejny raz spędziłem na wiosce w poznańskim, drugi rok nauki w Technikum rozpoczął się od dokładniejszego poznawania kolegów, z którymi zaledwie oswoiłem się przez to jedno półrocze nauki w pierwszej klasie. Dotyczy to oczywiście tzw. „oswajania” tak z moimi rówieśnikami, jak i nauczycielami. Powtórzę zresztą to, co napisałem w poprzedniej części wspomnień, że poznałem wiele ciekawych i wspaniałych ludzi, którzy bezsprzecznie mieli wpływ na kształtowanie się mojego – i chyba nie tylko mojego charakteru, gdy przypadało fizjologiczne „przechodzenie” z wieku dziecięcego w wiek młodzieńczy. Niezależnie od tego, jak ktoś czytający niniejsze wspomnienia oceni moje wywody, odnoszę wrażenie, że chyba dopiero w tym okresie życia, rozpoczęło się kojarzenie w trwalsze przyjaźnie, tworzenie się tzw. grup czy „paczek koleżeńskich”. Okres dojrzewania, na innych zasadach niż w szkole podstawowej pobudzał chęć nawiązania kontaktu z dziewczynami, zaś z osobistych obserwacji wiem, że jedni koledzy „pobudzenia” te traktowali dosadniej, natomiast inni dosyć wstrzemięźliwie i z rezerwą okazywali tego rodzaju „ciągoty”. Tak czy inaczej, powstały pierwsze pary sympatyzujące ze sobą (chłopaków z dziewczynami), powstawały pierwsze młodzieńcze miłości. Wówczas też „czas” – w sensie upływu dni czy miesięcy, nie stanowił zbyt wielkiej wartości. Chyba dla każdego czasu było zbyt wiele do „użycia” i „przeżycia”, w przeciwieństwie do tego, jak cenną wartość stanowi dla osoby w sile wieku, gdy dziękuje się Bogu za każdy dodatkowo darowany dzień! Wywody powyższe, choć może nudnawe, przytaczam, by uzasadnić jak to od któregoś dnia zacząłem mądrzej i samodzielniej myśleć, co nie znaczy, że poczynania swoje od tego konkretnego dnia uznaję za wyłącznie rozsądne, bez popełnianych błędów!

Ponieważ mam zamiar nieco więcej uwagi poświęcić poszczególnym kolegom – czyniąc coś w rodzaju modnego obecne portalu „Nasza Klasa”, więc obecnie chociaż w zarysie nawiąże do sylwetek naszych wspaniałych nauczycieli. Zapamiętałem niestety tylko kilka nazwisk owych wychowawców: dyrektor Technikum Budowy Maszyn Górniczych – Magnor, Golik, Widzisz, mgr Mura, mgr T. Heimroth, Innocenty Libura, Nardeli, M. Ziewiec, S. Warchoł, Z. Słobudzki, Sianos. Byli także wykładowcy przedmiotów technicznych dochodzący na wykłady jako pracownicy – fachowcy z Rybnickiej Fabryki Maszyn – a zakład ten był opiekunem naszego Technikum.

klistala_klasa_1953_6

Nauczyciel Widzisz – widoczny na zdjęciu wykonanym w kwietniu 1952 r. uczył nas języka polskiego. Prawdopodobnie dzięki Jego zainteresowaniu talentem poetyckim i zdolnościom polonistycznym kolegi Tadeusza K., – Tadeusz po skończoniu nauki w Technikum wybrał się na studia na UJ w Krakowie – zdobywając następnie (w kolejnych latach i etapach swojego życia) wysoką pozycję społeczną. Dyrektor Magnor – osoba o bardzo dobrotliwym sercu, oprócz „zarządcy” T. B. M. G., był także wykładowcą matematyki – a o problemach wynikających z tej okoliczności, wspomniałem w cz. 9 wspomnień. Nauczyciel Golik – z małym wąsikiem pod nosem, kojeny bardzo dobry polonista, widoczny w gronie uczennic i uczniów na poniższej zamieszczonym zdjęciu wykonanym 30. 05. 1953 r.,

klistala_klasa_1953_30_05

 

Zdjęcie to, tak bardzo mnie roztkliwiające, wykonane było z okazji wystawienia przez naszą klasę bardzo ambitnej sztuki teatralnej wg Bolesława Prusa Powracająca Fala, a inicjatorem takiego zaakcentowania naszych zdolności aktorskich był opiekun klasy właśnie nauczyciel Golik. (w dalszej części wspomnień – nawiąże do wspomnień o koleżankach i kolegach z tego zdjęcia). Nauczyciel T. Heimroth – od drugiego roku nauki i w latach następnych uczył nas matematyki. Chociaż bardzo nie lubiłem tego przedmiotu z powodów wyjątkowo osobistych (wielkiej awersji do matematyki), to jednak nauczyciel Heimroth był „mistrzem nad mistrze” na swoich wykładach. Był typem flegmatyka, starający się bez emocji i pośpiechu przybliżyć każdemu uczniowi tajniki formułek matematycznych, a to, że niektórzy z nas zrozumieć nie potrafili, było powodowane – tak jak u mnie, niezbyt chętnym przyswajaniem owych formułek. Tak czy inaczej, nie miał w zwyczaju stawiania za otrzymaną odpowiedź zbyt wysokich ocen, a nieraz te 3 z trzema minusami odbierane było przez ucznia z rozbawieniem całej klasy (wówczas „1” była stopniem najlepszym, zaś „4” było stopniem niedostatecznym). Oczywiście rozbawienie powodował komentarz jaki wygłaszał z podziwu godnym humorem nauczyciel! Wiem, że wszystcy darzyliśmy profesora Heimrota i szacunkiem i serdecznością – bardzo pozytywnie. Pozostałych nauczycieli wspominam z równie wielką sympatią, lecz o jednym z Nich czuję się w obowiązku napisać nieco więcej, gdyż był i jest dla mnie wyjątkową osobowością, czego nie doceniałem wówczas, gdy miałem możliwość bycia Jego uczniem. Często odczytuję ów cytat: „Gdy ostatni już z nich odchodzą od nas, niech te kartki przekażą nowym pokoleniom pamięć o nich i o wartościach duchowych, które wypracowali, równie cennych jak materialne skarby tej ziemi”. No właśnie, jak cenną była dla Niego ZIEMIA RYBNICKA – o której tak wspaniale napisał w książce: Z DZIEJÓW DOMOWYCH POWIATU – Gawęda o ziemi rybnickiej. On właśnie był takim skarbem… skarbem tej rybnickiej ziemi!

LIBURA INNOCENTY,

Więzień oflagu Woldenberg.

Urodzony 17. 04. 1901 r. w Michałkowicach. Od 1915 r. członek Polskiej Organizacji Skautowej, a następnie Związku Harcerstwa Polskiego, harcmistrz. Od 1926 r. nauczyciel w Państwowym Gimnazjum i Liceum Męskim w Rybniku. Drużynowy, a następnie opiekun IV Drużyny Harcerzy im. Henryka Sienkiewicza przy Gimnazjum i Liceum w Rybniku. Członek Komendy Hufca ZHP w Rybniku (w okresie międzywojennym i powojennym). Uczestniczył w kampanii wrześniowej 1939 r. jako dowódca kompanii. Dostał się do niemieckiej niewoli, osadzony w oflagu w Woldenbergu gdzie przebywał do zakończenia wojny w 1945 r. Po wyzwoleniu, ponownie wybitny pedagog, działacz Ligi Ochrony Przyrody i PTTK. Zmarł 1. 05. 1993 r. w Rybniku. Gdy pisałem książkę o harcerstwie Bielska i Białej, w mojej świadomości zawsze był On, najwierniejszy symbol harcerskich zachowań. Pisałem wówczas to co zapamiętałem, w oparciu o wzorce jakie przecież z Rybnika się wywodziły poprzez postawy tak wyjątkowych ludzi jak Józef Pukowiec, Alojzy Hałas (chociaż pochodził z Czechowic), Innocenty Libura i nieco młodszy od nich Longin Musiolik. To Oni powodowali że napisałem: Kim byli ci młodzi ludzie gotowi bez wahania stanąć przeciwko najeźcy i oddać dla Polski życie? Czy wyróżniali się czymkolwiek ze swego otoczenia? Przecież w cywilnych ubraniach, czy w harcerskich mundurkach byli jednakowo skromni i prości. A jednak wyróżniało ich serce bijące dla ojczyzny, poczucie odpowiedzialności za jej los oraz odziedziczona po rycerskich przodkach dzielność i odwaga. Wielu z nich zginęło, wielu już odeszło na „wieczną wartę”, ale żyją jeszcze niektórzy uczestnicy i świadkowie czasów wojny, dawni harcerze, a my niejednokrotnie być może przechodzimy obok nich, ocieramy się o nich w tłumie nie zdając sobie sprawy, że oto minęliśmy kogoś wielkiego, godnego naszego szacunku i podziwu, bo ONI nadal są skromni i prości i nic ich w otoczenia nie wyróżnia. Można dziś, oczywiście, wymieniać liczne przykłady heroizmu i poświęcenia tych wspaniałych patriotów z czasów ich młodości, ale wystarczy jedno słowo „harcerz”, i w naszej świadomości powstają właściwe skojarzenia i budzą się liczne refleksje. Czy jednak można się dziwić czemukolwiek, jeżeli młodzi zapaleńcy ochoczo, świadomie i dobrowolnie przyjmowali z bezwzględną aprobatą kodeks zachowań i postępowania ujęty w niewielu wierszach Przyrzeczenia i Prawa Harcerskiego?

Przepraszam, rozczuliłem się, lecz Innocentemu Liburze – mojemu byłemu wychowawcy, nawet po upływie tylu lat od czasu gdy byłem uczniem, mogę przy tej właśnie dzisiejszej okazji wyrazić swoją wdzięczność za to, że uświadomił mi z jakimi wzorcami należy pokonywać trudy życia!